Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, znalazłam się pod znaczącą ilością wody. W pierwszej chwili poczułam się zdezorientowana i wystraszona, ale udało mi się bardzo szybko zapanować nad sytuacją. Nie zdążyłam wcześniej co prawda nabrać większej ilości powietrza, ale dzięki dobrym umiejętnościom pływackim zanurkowałam i oddaliłam się na bezpieczną odległość od Ginny.
- Hermiś! - Ginny spojrzała na mnie wystraszona, ale jednocześnie z wyraźną ulgą, kiedy wynurzyłam się kilka metrów od nich.
Posłałam jej rozbawione, a jednocześnie lekko rozdrażnione spojrzenie. Choć to drugie było raczej skierowane do Blaise'a.
- Nic ci nie jest? - zapytała po chwili, kiedy znalazłam się dostatecznie blisko, by nie musiała krzyczeć.
- Nie, w porządku - uśmiechnęłam się, patrząc z rozbawieniem na Blaise'a, który miał lekko zakłopotaną minę winowajcy.
- Ja chcę wyjść - zadecydowała po chwili Ginny. Blaise trzymał ją na rękach, więc nie dziwiłabym się, gdyby Ginny czuła się tym zażenowana. Ja najpewniej na jej miejscu tak właśnie bym się czuła.
- A gdzie Malfoy? - zapytał Blaise, kiedy byliśmy w wodzie tylko do wysokości kolan.
- Ten dupek chciał mnie utopić - zmrużyłam oczy z udawanym rozbawieniem.
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, wzdrygnęłam się nagle, gdyż poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się, niemal zderzając się z blondynem. Mężczyzna miał jak zwykle przyklejony do swojej twarzy złośliwy, a jednocześnie rozbawiony uśmieszek.
- No i po co te nerwy? - zapytał zaskakująco delikatnym tonem. - Przecież wiesz, że akurat ciebie nigdy w życiu bym nie skrzywdził.
Pokręciłam jedynie głową, odwracając się na pięcie i podążając w kierunku Ginny i Blaise'a. Brunet ułożył Ginny na piasku, jednak to nie było zbyt dobrym posunięciem, gdyż Zgredek natychmiast znalazł się obok niej i chciał najwidoczniej odrobić zmarnowane minuty bez swojej pani, więc próbował na nią wskakiwać i się bawić, w efekcie czego Ginny była cała w piasku.
- Zgredek! - krzyknęła oburzona, próbując uspokoić zwierzę.
- Granger, nasz pies będzie trochę bardziej rozgarnięty - stwierdził Malfoy, znowu zjawiając się tuż obok mnie.
- Jasne - mruknęłam. W pewnym stopniu żarty Malfoya były zabawne, ale czasami wręcz męczące.
- Co wy na to, żeby teraz pójść chociażby do kina? - zaproponował Blaise, siadając tuż obok Ginny i przywołując Zgredka. Piesek radośnie zamachał ogonkiem i przybiegł do Blaise'a, najwidoczniej ucieszony, że znalazł nowego towarzysza do zabawy, który - w przeciwieństwie do jego właścicielki - nie zamierzał go uspokajać i niczego narzucać.
- Dobrze się cz...? - zaczęła Ginny.
- W zasadzie to nie taki głupi pomysł - stwierdziłam, zadziwiając chyba każdego, nawet samą siebie. - Ale na co?
- Po prostu tam pojedziemy i zobaczymy, co leci - zadecydował Malfoy. Odwróciłam się w jego kierunku, jednak patrzył na mnie, więc szybko uciekłam wzrokiem. Dzięki temu zwróciłam uwagę na dwie dziewczyny, które przez długi czas patrzyły się w naszą stronę, pokazując na nas palcami i rozmawiając najpewniej na nasz temat.
- Choćmy stąd szybko - powiedziałam po chwili. Malfoy zmarszczył czoło ze zdziwienia, najpewniej tak jak pozostali. - Te dziewczyny się na nas gapią - burknęłam, kiwając głową w ich stronę.
- Cóż... tak też czasami bywa - Malfoy wzruszył ramionami.
- Ale ja nie mam zamiaru wylądować w jakiejś gazecie, bo akurat z tobą się spotkałam nad wodą - burknęłam. Malfoy spojrzał mi jedynie w oczy i pokręcił głową, odwracając się.
- Dobra, zbieramy się - zadecydował, a ja poczułam się nadzwyczajnie głupio i podle. Choć powiedziałam to, co faktycznie myślałam, to nie było to najpewniej zbyt miłe dla blondyna, który sam swoje życie musiał często oglądać na stronach różnych gazet.
- Ja nie to miałam na myśli - powiedziałam, kiedy szliśmy już w kierunku samochodu. Blondyn uśmiechnął się cynicznie, nie komentując w żaden sposób mojej wypowiedzi.
Pomogliśmy Ginny wejść do mojego samochodu i zapakowaliśmy wózek, a Blaise zmusił Zgredka, by ten grzecznie siedział na kolanach rudowłosej. Nie mam pojęcia jak on to robił, ale pies zadziwiająco mocno się go słuchał.
- Macie naprawdę ochotę iść dzisiaj do kina? Tam zawsze może nas ktoś zobaczyć - powiedział blondyn, nie patrząc jednak w moim kierunku.
- Hermiś! - Ginny spojrzała na mnie wystraszona, ale jednocześnie z wyraźną ulgą, kiedy wynurzyłam się kilka metrów od nich.
Posłałam jej rozbawione, a jednocześnie lekko rozdrażnione spojrzenie. Choć to drugie było raczej skierowane do Blaise'a.
- Nic ci nie jest? - zapytała po chwili, kiedy znalazłam się dostatecznie blisko, by nie musiała krzyczeć.
- Nie, w porządku - uśmiechnęłam się, patrząc z rozbawieniem na Blaise'a, który miał lekko zakłopotaną minę winowajcy.
- Ja chcę wyjść - zadecydowała po chwili Ginny. Blaise trzymał ją na rękach, więc nie dziwiłabym się, gdyby Ginny czuła się tym zażenowana. Ja najpewniej na jej miejscu tak właśnie bym się czuła.
- A gdzie Malfoy? - zapytał Blaise, kiedy byliśmy w wodzie tylko do wysokości kolan.
- Ten dupek chciał mnie utopić - zmrużyłam oczy z udawanym rozbawieniem.
Gdy tylko wypowiedziałam te słowa, wzdrygnęłam się nagle, gdyż poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się, niemal zderzając się z blondynem. Mężczyzna miał jak zwykle przyklejony do swojej twarzy złośliwy, a jednocześnie rozbawiony uśmieszek.
- No i po co te nerwy? - zapytał zaskakująco delikatnym tonem. - Przecież wiesz, że akurat ciebie nigdy w życiu bym nie skrzywdził.
Pokręciłam jedynie głową, odwracając się na pięcie i podążając w kierunku Ginny i Blaise'a. Brunet ułożył Ginny na piasku, jednak to nie było zbyt dobrym posunięciem, gdyż Zgredek natychmiast znalazł się obok niej i chciał najwidoczniej odrobić zmarnowane minuty bez swojej pani, więc próbował na nią wskakiwać i się bawić, w efekcie czego Ginny była cała w piasku.
- Zgredek! - krzyknęła oburzona, próbując uspokoić zwierzę.
- Granger, nasz pies będzie trochę bardziej rozgarnięty - stwierdził Malfoy, znowu zjawiając się tuż obok mnie.
- Jasne - mruknęłam. W pewnym stopniu żarty Malfoya były zabawne, ale czasami wręcz męczące.
- Co wy na to, żeby teraz pójść chociażby do kina? - zaproponował Blaise, siadając tuż obok Ginny i przywołując Zgredka. Piesek radośnie zamachał ogonkiem i przybiegł do Blaise'a, najwidoczniej ucieszony, że znalazł nowego towarzysza do zabawy, który - w przeciwieństwie do jego właścicielki - nie zamierzał go uspokajać i niczego narzucać.
- Dobrze się cz...? - zaczęła Ginny.
- W zasadzie to nie taki głupi pomysł - stwierdziłam, zadziwiając chyba każdego, nawet samą siebie. - Ale na co?
- Po prostu tam pojedziemy i zobaczymy, co leci - zadecydował Malfoy. Odwróciłam się w jego kierunku, jednak patrzył na mnie, więc szybko uciekłam wzrokiem. Dzięki temu zwróciłam uwagę na dwie dziewczyny, które przez długi czas patrzyły się w naszą stronę, pokazując na nas palcami i rozmawiając najpewniej na nasz temat.
- Choćmy stąd szybko - powiedziałam po chwili. Malfoy zmarszczył czoło ze zdziwienia, najpewniej tak jak pozostali. - Te dziewczyny się na nas gapią - burknęłam, kiwając głową w ich stronę.
- Cóż... tak też czasami bywa - Malfoy wzruszył ramionami.
- Ale ja nie mam zamiaru wylądować w jakiejś gazecie, bo akurat z tobą się spotkałam nad wodą - burknęłam. Malfoy spojrzał mi jedynie w oczy i pokręcił głową, odwracając się.
- Dobra, zbieramy się - zadecydował, a ja poczułam się nadzwyczajnie głupio i podle. Choć powiedziałam to, co faktycznie myślałam, to nie było to najpewniej zbyt miłe dla blondyna, który sam swoje życie musiał często oglądać na stronach różnych gazet.
- Ja nie to miałam na myśli - powiedziałam, kiedy szliśmy już w kierunku samochodu. Blondyn uśmiechnął się cynicznie, nie komentując w żaden sposób mojej wypowiedzi.
Pomogliśmy Ginny wejść do mojego samochodu i zapakowaliśmy wózek, a Blaise zmusił Zgredka, by ten grzecznie siedział na kolanach rudowłosej. Nie mam pojęcia jak on to robił, ale pies zadziwiająco mocno się go słuchał.
- Macie naprawdę ochotę iść dzisiaj do kina? Tam zawsze może nas ktoś zobaczyć - powiedział blondyn, nie patrząc jednak w moim kierunku.
- Przecież wiesz, że nie o to mi chodziło - powiedziałam delikatnym tonem, dziwiąc się jednocześnie, że tak bardzo go to zraniło. Nie miałam pojęcia, że Malfoy tak bardzo jest przewrażliwiony na punkcie prasy, choć z drugiej strony - z całą pewnością znajdował swoje zdjęcia już od najmłodszych lat w różnych magazynach ze względu na popularność jego rodziców.
Spojrzałam błagalnie na Blaise'a, jakby pragnąc, by chłopak powiedział coś, co sprawi, że Malfoy przestanie się na mnie boczyć. Brunet, o dziwo, pokręcił jedynie bardzo delikatnie głową.
- Możemy jechać do ciebie, Draco. Chętnie popodziwiamy twoją pokaźną kolekcję filmów dla dorosłych - mrugnął do mnie. Spojrzałam na Ginny, która wydawała się być lekko zażenowana tym, co powiedział Blaise.
- Jasne - blondyn wzruszył ramionami. - To jedźcie za nami - powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale wzrok Blaise'a, kiedy blondyn się odwrócił, skutecznie odwiódł mnie od tego pomysłu.
- O co chodzi? - zapytałam po chwili szeptem, choć Malfoy i tak oddalił się już znacząco.
- Później pogadamy - stwierdził, odwracając się.
Kiedy wsiadłam do samochodu i włożyłam kluczyki do stacyjki, westchnęłam.
- O co mu chodzi z tą prasą? Przecież nie chciałam być złośliwa, w ogóle co to za fochy, ile on ma lat, żeby się obrażać? - stukałam opuszkami palców w kierownicę.
- Malfoy na pewno miał jakąś dziewczynę - zaczęła Ginny. Spojrzałam na nią, ale jej wzrok utkwiony był w Zgredku, który próbował lizać dźwignię zmiany biegów. - Może miała jakieś parcie na szkło czy coś?
- Myślisz, że o to chodzi? - zapytałam, odpalając jednocześnie silnik. Malfoy już wyjeżdżał z parkingu, więc nie chciałam go zgubić mimo, że teoretycznie wiedziałam, jak dojechać do jego domu.
- Myślę, że tak - westchnęła. - Sama wiesz, jak było ze mną. Nie ma nic przyjemnego w tym, że rozmawiają o tobie ludzie, z którymi nie minęłaś się nawet na ulicy.
Westchnęłam, próbując całkowicie skupić się na jeździe. Kiedy wyjeżdżałyśmy jednak z parkingu, wydarzyło się kilka rzeczy naraz, więc nie byłam w stanie racjonalnie zareagować. Przede wszystkim, wyjazd nie był zbyt komfortowy. Widok z dwóch stron skutecznie ograniczały mi rosnące przy drodze lipy. Wyjechałam delikatnie na jezdnię, próbując dostrzec nadjeżdżające samochody. Nie widziałam nadjeżdżających pojazdów, więc ruszyłam powoli. Kiedy byłam już niemal na lewym pasie* dopiero dostrzegłam zbliżający się z niewyobrażalną prędkością samochód. Kierowca zatrąbił, oburzony, ale w ostatniej chwili ominął mój samochód na niezajętej części jezdni. Może udałoby mi się zapanować nad sytuacją nieco lepiej, gdyby nie to, że kiedy Zgredek usłyszał hałas, wystraszył się i wskoczył na moje kolana. Kompletnie się tego nie spodziewając, siła jego uderzenia sprawiła, że przycisnęłam mocniej pedał gazu. Miałam jednak dobrą widoczność, więc w ostatniej chwili wykręciłam, ochraniając nas przed zderzeniem z drzewami.
- Co. To. Było? - zapytała piskliwym głosem Ginny. - Zgredek! Ty jesteś nienormalny! - ciężko dysząc, złapała psa i posadziła sobie na kolanach, klepiąc go w tyłek. - Ten pies jest najgłupszym psem na świecie!
Nie odpowiedziałam, skupiając się jedynie na tym, aby zjechać dobrze na najbliższe szersze pobocze, żeby uspokoić nerwy. Dopiero po chwili spostrzegłam, że mercedes Malfoy'a też się zatrzymał w tym miejscu, kilka metrów dalej.
Oddychałam głęboko. Nic się takiego nie stało, nic się takiego nie stało, próbowałam przekonywać samą siebie. Nie byłam tak bardzo zdezorientowana i przestraszona, bo wystraszyłam się samochodu czy też przeraziło mnie zachowanie Zgredka. Najbardziej przerażające w tym wszystkim było to, że moi rodzice zginęli właśnie w wypadku samochodowym.
- Ginny, ja... nie mogę... - pojedyncze łzy spływały mi po twarzy. Myślę, że właśnie w tamtym momencie rudowłosa uświadomiła sobie, o czym mogłam myśleć.
- Hermiona, wszystko z nami w porządku, przecież wiesz... - położyła rękę na moim ramieniu w geście pocieszenia. Oparłam głowę o kierownicę, a przyjaciółka delikatnie głaskała mnie po plecach. Próbowałam myśleć o wszystkim, tylko nie o rodzicach i ich skradzionej z mojego życia obecności.
- Hermiona, wysiądź, proszę - drzwi od mojej strony otworzył Blaise. Podniosłam delikatnie głowę dostrzegając, że zarówno Blaise jak i Malfoy patrzyli na nas nieco zdezorientowani.
- Dam radę, muszę się tylko trochę uspokoić - powiedziałam najpewniej jak potrafiłam, chociaż w porównaniu z delikatnym szlochem i łzami, nie wyglądałam zbyt przekonująco.
- Pojedziesz z Draco, ja poprowadzę twój samochód - Blaise złapał moją dłoń. Spojrzałam na Ginny, która kiwnęła jedynie głową.
- Wiesz dobrze, że w tym stanie mimo wszystko nie będziesz mogła się skupić - stwierdziła jedynie.
Blaise próbował mi pomóc wyjść, ale na szczęście nie byłam w aż takiej rozsypce, żeby nie móc iść o własnych nogach.
Malfoy, niepewny, co zrobić, objął mnie delikatnie ramieniem. Ten gest bardzo mocno dodał mi otuchy. Oparłam delikatnie głowę o jego tors, pozwalając się prowadzić. Po chwili jednak znowu pomyślałam o rodzicach, a to właśnie za sprawą Malfoy'a - zginęli razem, być może w jakiś sposób próbując się przytulić. Byli w tych ostatnich chwilach razem, śmierć postanowiła zabrać ich oboje.
- Hej - blondyn zatrzymał się, odwracając w moją stronę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego - cała drżałam. - Hermiona, spokojnie - przytulił mnie, a ja mimowolnie się w niego wtuliłam, łkając. Nie obchodziło mnie w tamtym momencie to, kim jest i jakie zawsze łączyły nas stosunki. Delikatnie gładził mnie po włosach. - Nic się nie stało, to tylko głupia sytuacja, przecież wiem, że na pewno już nie takie miałaś...
- Tak, ale... - zastanawiałam się przez chwilę, czy mam się w jakikolwiek sposób przed nim otwierać. - Moi rodzice zginęli w wypadku... ja... kilka razy mi się zdarzyło już... nigdy żadnej stłuczki czy coś... bo ja teraz o tym tak bardzo myślę...
- Wiem, wiem - powiedział łagodnie, nadal głaszcząc mnie po włosach. Minęła chwila, zanim poczułam się lepiej. Odsunęłam się od Malfoy'a, spuszczając wzrok.
- Przepraszam - powiedziałam jedynie.
Blondyn nie odpowiedział, otwierając mi drzwi do swojego samochodu. Czym prędzej schowałam się w środku, jakbym w ten sposób miała zapomnieć o swojej słabości.
Kiedy Malfoy usiadł obok, nie powiedział nic. Czułam się na tyle głupio przez swoje zachowanie, że ja też milczałam.
- Lubię samochody - powiedział nagle po pewnym czasie, klepiąc delikatnie kierownicę. - Kiedy już zmienisz nazwisko, musimy ci znaleźć jakiś lepszy model - zadecydował. Dogoniliśmy Blaise'a niewyobrażalnie szybko, więc wiedziałam, skąd przyszedł mu do głowy taki pomysł. Cieszyłam się jednak, że w pewnym sensie próbował odsunąć mnie od raniących myśli.
- Ja go bardzo lubię - oburzyłam się.
- Rozumiem, wobec tego możemy go zatrzymać, ale jeśli będziesz chciała nim jeździć, to musisz ukrywać swoją tożsamość - uniósł delikatnie brew.
- Malfoy, mogę cię o coś zapytać?
Zaśmiał się.
- Jak już zaczynasz po nazwisku to podejrzewam, że wszystko wraca do normy - nie odpowiedziałam. Na chwilę zapadła cisza. - Więc, o co chciałaś mnie zapytać, GRANGER? - specjalnie zaakcentował moje nazwisko.
- Nie wiem, czy powinnam... ale... przede wszystkim przepraszam, że powiedziałam to o tej prasie, ja nie miałam na myśli nic złego...
- Jasne - mruknął, niby pojednawczo, ale wyczułam, że jest to w istocie bardzo drażliwy temat.
- Dlaczego to tak cię wkurzyło?
Przez chwilę nie odpowiadał, skupiając się jedynie na drodze. Wyraz jego twarzy pozostawał niezmieniony, choć wydawał się być dość neutralny.
- Powiem krótko: nie chcę o tym rozmawiać.
- Nie chciałam być wścibska...
Pokręcił głową. Nagle uśmiechnął się jednak lekko cynicznie, łapiąc moją dłoń. - Kiedyś ci powiem - zaśmiał się, delikatnie ją ściskając.
Byłam zaskoczona tym nagłym kontaktem. Kiedy przytuliłam się do Malfoy'a - nawet w myślach brzmi to dość nierealnie - nie zwracałam uwagi na to, że to Malfoy, że to mężczyzna. Teraz jednak czułam ciepło jego ciała, ten przyjemny dotyk...
Zmrużyłam jedynie oczy, próbując odgonić od siebie dziwne myśli. Ron był moim jedynym chłopakiem, czasami tęskniłam za wsparciem jego silnych ramion, za jego czułymi spojrzeniami. Ale to było kiedyś. Nasze wspólne życie w pewnym momencie natrafiło na rozwidlenie dróg i każde z nas wybrało inną.
Odsunął rękę dopiero, kiedy musiał zmienić biegi.
Wpatrywałam się w krajobraz za oknem, zanurzając się we własnych myślach.
- Wiesz, Granger - Malfoy wyrwał mnie z zadumy. - W tej sukni wyglądasz trochę jak nie ty.
Roześmiałam się.
- Czy to miał być komplement?
- Miło wiedzieć, że czasami potrafisz o siebie zadbać.
- Bardzo zabawne - burknęłam.
- Eh, Granger, nie masz kompletnie poczucia humoru.
- Mam bardzo duże poczucie humoru.
- Kompletnie go nie masz - powtórzył. - I jesteś strasznie spięta.
- Nie prawda! - oburzyłam się. - Potrafię się dobrze bawić.
- Ja też bardzo lubię czytać książki, ale czytanie to nie jedyna dobra zabawa, jaka istnieje.
- Malfoy, co ty gadasz, naprawdę sądzisz, że nie mam swojego życia?
Zastanowił się przez chwilę.
- Tak, tak właśnie sądzę, chociaż wcześniej nie zamierzałem ubierać tego w te słowa.
Zamilkłam na chwilę. Próbowałam nie odpowiadać, gdyż ewidentnie jego słowa były jedynie zaczepkami, ale nie było to takie proste.
- Kiedy ostatnio miałaś jakiś urlop? I gdzie wtedy byłaś?
- Czy to istotne? - skrzyżowałam ręce na piersi, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że ten gest był godny fochów małej dziewczynki. Chociaż akurat Malfoy dość często zachowywał się jak dziecko, to czym ja się martwiłam?
- Założę się, że nawet, jeśli masz urlop, to siedzisz w domu i porządkujesz różne rzeczy albo po prostu czytasz.
- Skąd takie przypuszczenia? - zmarszczyłam czoło.
- A co, mylę się? - uniósł lekko jedną brew, odwracając się w moją stronę. Byliśmy już w bardziej ruchliwej części Londynu i właśnie staliśmy na światłach.
Prychnęłam jedynie, co najwidoczniej Malfoy uznał za odpowiedź zgodną z jego przewidywaniami.
- Jeśli już musisz wiedzieć, to kiedy byłam z Ronem to dość często jeździliśmy w różne miejsca.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że skąd przecież Malfoy ma wiedzieć, że byłam kiedyś z Ronem...
- I kiedy to było? Od tamtego czasu nigdzie nie wyjeżdżałaś? - albo wiedział o moim związku z rudowłosym, albo próbował zgrabnie to pominąć.
- Czy to ważne?
- Oczywiście. Próbuję właśnie ustalić, dlaczego boisz się podróżować sama.
- Nie boję się podróżować sama! Poza tym, w razie czego, miałabym z kim.
- Doprawdy? Skoro nie boisz się podróżować, to w takim razie zgodzisz się na moją propozycję - stwierdził. - Za trzy tygodnie pojedziesz ze mną do Brukseli.
- Do Brukseli? Oszalałeś? Czemu miałabym...
- Boisz się? - zaśmiał się, po raz kolejny unosząc brew. Wydawał się być bardzo rozbawiony rozmową.
- Wytłumacz mi jedno: dlaczego miałabym się zgodzić? I kim ja niby w tym wszystkim jestem, najpierw Blaise zaprasza mnie na oświadczyny do twojej siostry, teraz z tobą mam jechać do Brukseli... przecież...
- Boisz się tego, co ktoś sobie o tobie pomyśli? - zapytał całkowicie poważnie.
- Nie, ale...
- To w zasadzie dopiero teraz przyszło mi do głowy - zaczął. - Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać, ale jadę na pewną ważną konferencję, po której wypadałoby przyjść na bankiet. Nie chciałbym jednak iść na niego sam.
- A z kim do tej pory chodziłeś na takie uroczystości? - zapytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Czasami nawet z Astorią.
Zamilkłam. Rozważałam przez chwilę jego propozycję, choć i tak wiedziałam - nie wiedzieć dlaczego - że najprawdopodobniej się zgodzę. Nie prosił mnie o nic wielkiego, a miałam u niego bardzo duży dług wdzięczności przez wzgląd na to, jak pomagał mi z odnalezieniem sprawcy wypadku moich rodziców.
- Ale dostanę osobny pokój?
Zaśmiał się.
- Liczyłem, że spędzimy ten czas w jednej sypialni, ale skoro chcesz mieć swoje miejsce do rozważań, to dobrze, zgadzam się na osobne pokoje.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo wjechaliśmy na jego posesję. Blaise już zdążył tam zaparkować, próbując pomóc Ginny usiąść na jej wózku.
- Hermiona, musiałabyś iść z tym samochodem do mechanika - powiedział brunet, kładąc Zgredka na kolanach Ginny.
- Tym bardziej będę musiał kupić jej nowy samochód - stwierdził Malfoy, zamykając swoje auto. Otworzył drzwi do domu, pomagając Blaise'owi w bezpiecznym wniesieniu wózka Ginny na lekkie podwyższenie ganku. Kiedy wszyscy znaleźliśmy się w salonie, pierwsze co zrobił Malfoy to przyniósł w misce wodę, którą położył na ziemi. Zdziwił mnie ten gest. Wielokrotnie przekonywałam się, że Malfoy, w istocie, nie jest aż taki zły, ale tak drobne czyny były w pewnym stopniu urocze.
- To najpierw formalności - stwierdził. - Czego się napijecie? Kawa? Herbata? Sok?
Wszyscy zadecydowali, że sok. Kiedy Malfoy zniknął za drzwiami, Blaise położył rękę na moim ramieniu. Ginny siedziała na kanapie, natomiast ja i Blaise staliśmy.
- Wszystko w porządku? - kiwnęłam jedynie głową.
- Pójdę pomóc Malfoy'owi - skinęłam, wskazując tym ruchem na kuchnię. Blaise delikatnie ścisnął moje ramię, uśmiechając się.
Kuchnia, w której się znalazłam, była bardzo obszerna i elegancko urządzona. Dominowały tutaj jasne kolory i biel, a meble wyglądały na bardzo solidne. I bardzo drogie.
- Pomóc ci jakoś? - poczułam się dość dziecinnie, stojąc w przejściu i patrząc na Malfoy'a, który wyciągał szklanki z szafy.
- Witaj w moim królestwie - zaśmiał się. - Ciekawi mnie, czy nasza kuchnia będzie podobna, czy kompletnie inna - uniósł delikatnie brew.
Westchnęłam, biorąc bez słowa cztery szklanki, które ułożył na blacie. Zaniosłam je do salonu i wróciłam po dzbanki z sokami. Kiedy weszłam jednak do kuchni ponownie, Malfoy właśnie z niezwykle poważną miną próbował ukroić idealne kawałki ciasta. Tym razem było to ciasto z truskawkową galaretką.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak komicznie wyglądasz.
- Śmiej się - burknął. Skapitulowałam, nie chcąc denerwować pana cukiernika i wzięłam dzbanki. Usiadłam na kanapie obok Ginny, a po chwili do salonu wszedł Malfoy z czystymi talerzykami i widelczykami.
- Wiecie, że łamiemy tym dniem wszystkie ustalone zasady? - Ginny wydawała się być całą sytuacją niezwykle rozbawiona.
- A kto, kiedy i gdzie je ustalał? - Blaise zaśmiał się, nalewając sobie soku. Po chwili zreflektował się i spytał nas, który chcemy.
Istotnie, sytuacja była bardzo dziwna. Nie wiem, kto z naszej czwórki - a może nawet, licząc Zgredka, piątki - nie pasował do towarzystwa najbardziej, ale wszystko to istotnie było bardzo dziwne.
- Co chcecie obejrzeć? Coś z klasyki czy raczej coś nowszego?
- Horror! - krzyknęła Ginny. Spojrzeliśmy z Blaisem na siebie rozbawieni.
- Szczerze to nie wiem, czy mam jakiś horror - Malfoy zmarszczył czoło, schylając się i otwierając szufladę szafki, na której znajdował się telewizor. - Może Astoria jakieś zostawiła...
Po chwili wstał z triumfalną miną. - To wasz szczęśliwy dzień. Mam jakąś "Teksańską masakrę piłą mechaniczną".
Pokręciłam jedynie oczami. Wolałam horrory bądź thrillery, w których krew nie leje się strumieniami.
Dopiero kiedy Malfoy włączył film, uświadomiłam sobie, że jedyne wolne miejsce jest obok mnie. Blaise siedział obok Ginny, ja tuż obok niej. Blondyn usiadł obok mnie, a nasze nogi zetknęły się. Jego niezwykle orzeźwiające i męskie perfumy w połączeniu z ciepłem jego ciała zadziałały na mnie dość pobudzająco. Nie chodziło o niego samego, raczej po prostu o jakiegokolwiek mężczyznę. Zdałam sobie bowiem sprawę, że faktycznie po zerwaniu z Ronem próbowałam uciec w pracę jeszcze bardziej, niż wówczas, gdy byliśmy razem. W taki właśnie sposób minęło mi kilka lat, w ciągu których ani razu nie byłam na żadnej randce.
Oglądaliśmy w ciszy. W pewnych momentach grozy próbowałam zasłaniać oczy dłońmi, co oczywiście spotykało się z komentarzami Malfoy'a w stylu "No Granger, nie krępuj się przy nich, możesz się przytulać". W zamian za to w pewnym momencie oparłam się wygodnie o oparcie i podkurczyłam nogi. Zmrużyłam oczy dosłownie na chwilę...
* w Anglii ruch jest lewostronny
Westchnęłam, próbując całkowicie skupić się na jeździe. Kiedy wyjeżdżałyśmy jednak z parkingu, wydarzyło się kilka rzeczy naraz, więc nie byłam w stanie racjonalnie zareagować. Przede wszystkim, wyjazd nie był zbyt komfortowy. Widok z dwóch stron skutecznie ograniczały mi rosnące przy drodze lipy. Wyjechałam delikatnie na jezdnię, próbując dostrzec nadjeżdżające samochody. Nie widziałam nadjeżdżających pojazdów, więc ruszyłam powoli. Kiedy byłam już niemal na lewym pasie* dopiero dostrzegłam zbliżający się z niewyobrażalną prędkością samochód. Kierowca zatrąbił, oburzony, ale w ostatniej chwili ominął mój samochód na niezajętej części jezdni. Może udałoby mi się zapanować nad sytuacją nieco lepiej, gdyby nie to, że kiedy Zgredek usłyszał hałas, wystraszył się i wskoczył na moje kolana. Kompletnie się tego nie spodziewając, siła jego uderzenia sprawiła, że przycisnęłam mocniej pedał gazu. Miałam jednak dobrą widoczność, więc w ostatniej chwili wykręciłam, ochraniając nas przed zderzeniem z drzewami.
- Co. To. Było? - zapytała piskliwym głosem Ginny. - Zgredek! Ty jesteś nienormalny! - ciężko dysząc, złapała psa i posadziła sobie na kolanach, klepiąc go w tyłek. - Ten pies jest najgłupszym psem na świecie!
Nie odpowiedziałam, skupiając się jedynie na tym, aby zjechać dobrze na najbliższe szersze pobocze, żeby uspokoić nerwy. Dopiero po chwili spostrzegłam, że mercedes Malfoy'a też się zatrzymał w tym miejscu, kilka metrów dalej.
Oddychałam głęboko. Nic się takiego nie stało, nic się takiego nie stało, próbowałam przekonywać samą siebie. Nie byłam tak bardzo zdezorientowana i przestraszona, bo wystraszyłam się samochodu czy też przeraziło mnie zachowanie Zgredka. Najbardziej przerażające w tym wszystkim było to, że moi rodzice zginęli właśnie w wypadku samochodowym.
- Ginny, ja... nie mogę... - pojedyncze łzy spływały mi po twarzy. Myślę, że właśnie w tamtym momencie rudowłosa uświadomiła sobie, o czym mogłam myśleć.
- Hermiona, wszystko z nami w porządku, przecież wiesz... - położyła rękę na moim ramieniu w geście pocieszenia. Oparłam głowę o kierownicę, a przyjaciółka delikatnie głaskała mnie po plecach. Próbowałam myśleć o wszystkim, tylko nie o rodzicach i ich skradzionej z mojego życia obecności.
- Hermiona, wysiądź, proszę - drzwi od mojej strony otworzył Blaise. Podniosłam delikatnie głowę dostrzegając, że zarówno Blaise jak i Malfoy patrzyli na nas nieco zdezorientowani.
- Dam radę, muszę się tylko trochę uspokoić - powiedziałam najpewniej jak potrafiłam, chociaż w porównaniu z delikatnym szlochem i łzami, nie wyglądałam zbyt przekonująco.
- Pojedziesz z Draco, ja poprowadzę twój samochód - Blaise złapał moją dłoń. Spojrzałam na Ginny, która kiwnęła jedynie głową.
- Wiesz dobrze, że w tym stanie mimo wszystko nie będziesz mogła się skupić - stwierdziła jedynie.
Blaise próbował mi pomóc wyjść, ale na szczęście nie byłam w aż takiej rozsypce, żeby nie móc iść o własnych nogach.
Malfoy, niepewny, co zrobić, objął mnie delikatnie ramieniem. Ten gest bardzo mocno dodał mi otuchy. Oparłam delikatnie głowę o jego tors, pozwalając się prowadzić. Po chwili jednak znowu pomyślałam o rodzicach, a to właśnie za sprawą Malfoy'a - zginęli razem, być może w jakiś sposób próbując się przytulić. Byli w tych ostatnich chwilach razem, śmierć postanowiła zabrać ich oboje.
- Hej - blondyn zatrzymał się, odwracając w moją stronę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, dlaczego - cała drżałam. - Hermiona, spokojnie - przytulił mnie, a ja mimowolnie się w niego wtuliłam, łkając. Nie obchodziło mnie w tamtym momencie to, kim jest i jakie zawsze łączyły nas stosunki. Delikatnie gładził mnie po włosach. - Nic się nie stało, to tylko głupia sytuacja, przecież wiem, że na pewno już nie takie miałaś...
- Tak, ale... - zastanawiałam się przez chwilę, czy mam się w jakikolwiek sposób przed nim otwierać. - Moi rodzice zginęli w wypadku... ja... kilka razy mi się zdarzyło już... nigdy żadnej stłuczki czy coś... bo ja teraz o tym tak bardzo myślę...
- Wiem, wiem - powiedział łagodnie, nadal głaszcząc mnie po włosach. Minęła chwila, zanim poczułam się lepiej. Odsunęłam się od Malfoy'a, spuszczając wzrok.
- Przepraszam - powiedziałam jedynie.
Blondyn nie odpowiedział, otwierając mi drzwi do swojego samochodu. Czym prędzej schowałam się w środku, jakbym w ten sposób miała zapomnieć o swojej słabości.
Kiedy Malfoy usiadł obok, nie powiedział nic. Czułam się na tyle głupio przez swoje zachowanie, że ja też milczałam.
- Lubię samochody - powiedział nagle po pewnym czasie, klepiąc delikatnie kierownicę. - Kiedy już zmienisz nazwisko, musimy ci znaleźć jakiś lepszy model - zadecydował. Dogoniliśmy Blaise'a niewyobrażalnie szybko, więc wiedziałam, skąd przyszedł mu do głowy taki pomysł. Cieszyłam się jednak, że w pewnym sensie próbował odsunąć mnie od raniących myśli.
- Ja go bardzo lubię - oburzyłam się.
- Rozumiem, wobec tego możemy go zatrzymać, ale jeśli będziesz chciała nim jeździć, to musisz ukrywać swoją tożsamość - uniósł delikatnie brew.
- Malfoy, mogę cię o coś zapytać?
Zaśmiał się.
- Jak już zaczynasz po nazwisku to podejrzewam, że wszystko wraca do normy - nie odpowiedziałam. Na chwilę zapadła cisza. - Więc, o co chciałaś mnie zapytać, GRANGER? - specjalnie zaakcentował moje nazwisko.
- Nie wiem, czy powinnam... ale... przede wszystkim przepraszam, że powiedziałam to o tej prasie, ja nie miałam na myśli nic złego...
- Jasne - mruknął, niby pojednawczo, ale wyczułam, że jest to w istocie bardzo drażliwy temat.
- Dlaczego to tak cię wkurzyło?
Przez chwilę nie odpowiadał, skupiając się jedynie na drodze. Wyraz jego twarzy pozostawał niezmieniony, choć wydawał się być dość neutralny.
- Powiem krótko: nie chcę o tym rozmawiać.
- Nie chciałam być wścibska...
Pokręcił głową. Nagle uśmiechnął się jednak lekko cynicznie, łapiąc moją dłoń. - Kiedyś ci powiem - zaśmiał się, delikatnie ją ściskając.
Byłam zaskoczona tym nagłym kontaktem. Kiedy przytuliłam się do Malfoy'a - nawet w myślach brzmi to dość nierealnie - nie zwracałam uwagi na to, że to Malfoy, że to mężczyzna. Teraz jednak czułam ciepło jego ciała, ten przyjemny dotyk...
Zmrużyłam jedynie oczy, próbując odgonić od siebie dziwne myśli. Ron był moim jedynym chłopakiem, czasami tęskniłam za wsparciem jego silnych ramion, za jego czułymi spojrzeniami. Ale to było kiedyś. Nasze wspólne życie w pewnym momencie natrafiło na rozwidlenie dróg i każde z nas wybrało inną.
Odsunął rękę dopiero, kiedy musiał zmienić biegi.
Wpatrywałam się w krajobraz za oknem, zanurzając się we własnych myślach.
- Wiesz, Granger - Malfoy wyrwał mnie z zadumy. - W tej sukni wyglądasz trochę jak nie ty.
Roześmiałam się.
- Czy to miał być komplement?
- Miło wiedzieć, że czasami potrafisz o siebie zadbać.
- Bardzo zabawne - burknęłam.
- Eh, Granger, nie masz kompletnie poczucia humoru.
- Mam bardzo duże poczucie humoru.
- Kompletnie go nie masz - powtórzył. - I jesteś strasznie spięta.
- Nie prawda! - oburzyłam się. - Potrafię się dobrze bawić.
- Ja też bardzo lubię czytać książki, ale czytanie to nie jedyna dobra zabawa, jaka istnieje.
- Malfoy, co ty gadasz, naprawdę sądzisz, że nie mam swojego życia?
Zastanowił się przez chwilę.
- Tak, tak właśnie sądzę, chociaż wcześniej nie zamierzałem ubierać tego w te słowa.
Zamilkłam na chwilę. Próbowałam nie odpowiadać, gdyż ewidentnie jego słowa były jedynie zaczepkami, ale nie było to takie proste.
- Kiedy ostatnio miałaś jakiś urlop? I gdzie wtedy byłaś?
- Czy to istotne? - skrzyżowałam ręce na piersi, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, że ten gest był godny fochów małej dziewczynki. Chociaż akurat Malfoy dość często zachowywał się jak dziecko, to czym ja się martwiłam?
- Założę się, że nawet, jeśli masz urlop, to siedzisz w domu i porządkujesz różne rzeczy albo po prostu czytasz.
- Skąd takie przypuszczenia? - zmarszczyłam czoło.
- A co, mylę się? - uniósł lekko jedną brew, odwracając się w moją stronę. Byliśmy już w bardziej ruchliwej części Londynu i właśnie staliśmy na światłach.
Prychnęłam jedynie, co najwidoczniej Malfoy uznał za odpowiedź zgodną z jego przewidywaniami.
- Jeśli już musisz wiedzieć, to kiedy byłam z Ronem to dość często jeździliśmy w różne miejsca.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że skąd przecież Malfoy ma wiedzieć, że byłam kiedyś z Ronem...
- I kiedy to było? Od tamtego czasu nigdzie nie wyjeżdżałaś? - albo wiedział o moim związku z rudowłosym, albo próbował zgrabnie to pominąć.
- Czy to ważne?
- Oczywiście. Próbuję właśnie ustalić, dlaczego boisz się podróżować sama.
- Nie boję się podróżować sama! Poza tym, w razie czego, miałabym z kim.
- Doprawdy? Skoro nie boisz się podróżować, to w takim razie zgodzisz się na moją propozycję - stwierdził. - Za trzy tygodnie pojedziesz ze mną do Brukseli.
- Do Brukseli? Oszalałeś? Czemu miałabym...
- Boisz się? - zaśmiał się, po raz kolejny unosząc brew. Wydawał się być bardzo rozbawiony rozmową.
- Wytłumacz mi jedno: dlaczego miałabym się zgodzić? I kim ja niby w tym wszystkim jestem, najpierw Blaise zaprasza mnie na oświadczyny do twojej siostry, teraz z tobą mam jechać do Brukseli... przecież...
- Boisz się tego, co ktoś sobie o tobie pomyśli? - zapytał całkowicie poważnie.
- Nie, ale...
- To w zasadzie dopiero teraz przyszło mi do głowy - zaczął. - Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać, ale jadę na pewną ważną konferencję, po której wypadałoby przyjść na bankiet. Nie chciałbym jednak iść na niego sam.
- A z kim do tej pory chodziłeś na takie uroczystości? - zapytałam, nim zdążyłam ugryźć się w język.
- Czasami nawet z Astorią.
Zamilkłam. Rozważałam przez chwilę jego propozycję, choć i tak wiedziałam - nie wiedzieć dlaczego - że najprawdopodobniej się zgodzę. Nie prosił mnie o nic wielkiego, a miałam u niego bardzo duży dług wdzięczności przez wzgląd na to, jak pomagał mi z odnalezieniem sprawcy wypadku moich rodziców.
- Ale dostanę osobny pokój?
Zaśmiał się.
- Liczyłem, że spędzimy ten czas w jednej sypialni, ale skoro chcesz mieć swoje miejsce do rozważań, to dobrze, zgadzam się na osobne pokoje.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo wjechaliśmy na jego posesję. Blaise już zdążył tam zaparkować, próbując pomóc Ginny usiąść na jej wózku.
- Hermiona, musiałabyś iść z tym samochodem do mechanika - powiedział brunet, kładąc Zgredka na kolanach Ginny.
- Tym bardziej będę musiał kupić jej nowy samochód - stwierdził Malfoy, zamykając swoje auto. Otworzył drzwi do domu, pomagając Blaise'owi w bezpiecznym wniesieniu wózka Ginny na lekkie podwyższenie ganku. Kiedy wszyscy znaleźliśmy się w salonie, pierwsze co zrobił Malfoy to przyniósł w misce wodę, którą położył na ziemi. Zdziwił mnie ten gest. Wielokrotnie przekonywałam się, że Malfoy, w istocie, nie jest aż taki zły, ale tak drobne czyny były w pewnym stopniu urocze.
- To najpierw formalności - stwierdził. - Czego się napijecie? Kawa? Herbata? Sok?
Wszyscy zadecydowali, że sok. Kiedy Malfoy zniknął za drzwiami, Blaise położył rękę na moim ramieniu. Ginny siedziała na kanapie, natomiast ja i Blaise staliśmy.
- Wszystko w porządku? - kiwnęłam jedynie głową.
- Pójdę pomóc Malfoy'owi - skinęłam, wskazując tym ruchem na kuchnię. Blaise delikatnie ścisnął moje ramię, uśmiechając się.
Kuchnia, w której się znalazłam, była bardzo obszerna i elegancko urządzona. Dominowały tutaj jasne kolory i biel, a meble wyglądały na bardzo solidne. I bardzo drogie.
- Pomóc ci jakoś? - poczułam się dość dziecinnie, stojąc w przejściu i patrząc na Malfoy'a, który wyciągał szklanki z szafy.
- Witaj w moim królestwie - zaśmiał się. - Ciekawi mnie, czy nasza kuchnia będzie podobna, czy kompletnie inna - uniósł delikatnie brew.
Westchnęłam, biorąc bez słowa cztery szklanki, które ułożył na blacie. Zaniosłam je do salonu i wróciłam po dzbanki z sokami. Kiedy weszłam jednak do kuchni ponownie, Malfoy właśnie z niezwykle poważną miną próbował ukroić idealne kawałki ciasta. Tym razem było to ciasto z truskawkową galaretką.
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak komicznie wyglądasz.
- Śmiej się - burknął. Skapitulowałam, nie chcąc denerwować pana cukiernika i wzięłam dzbanki. Usiadłam na kanapie obok Ginny, a po chwili do salonu wszedł Malfoy z czystymi talerzykami i widelczykami.
- Wiecie, że łamiemy tym dniem wszystkie ustalone zasady? - Ginny wydawała się być całą sytuacją niezwykle rozbawiona.
- A kto, kiedy i gdzie je ustalał? - Blaise zaśmiał się, nalewając sobie soku. Po chwili zreflektował się i spytał nas, który chcemy.
Istotnie, sytuacja była bardzo dziwna. Nie wiem, kto z naszej czwórki - a może nawet, licząc Zgredka, piątki - nie pasował do towarzystwa najbardziej, ale wszystko to istotnie było bardzo dziwne.
- Co chcecie obejrzeć? Coś z klasyki czy raczej coś nowszego?
- Horror! - krzyknęła Ginny. Spojrzeliśmy z Blaisem na siebie rozbawieni.
- Szczerze to nie wiem, czy mam jakiś horror - Malfoy zmarszczył czoło, schylając się i otwierając szufladę szafki, na której znajdował się telewizor. - Może Astoria jakieś zostawiła...
Po chwili wstał z triumfalną miną. - To wasz szczęśliwy dzień. Mam jakąś "Teksańską masakrę piłą mechaniczną".
Pokręciłam jedynie oczami. Wolałam horrory bądź thrillery, w których krew nie leje się strumieniami.
Dopiero kiedy Malfoy włączył film, uświadomiłam sobie, że jedyne wolne miejsce jest obok mnie. Blaise siedział obok Ginny, ja tuż obok niej. Blondyn usiadł obok mnie, a nasze nogi zetknęły się. Jego niezwykle orzeźwiające i męskie perfumy w połączeniu z ciepłem jego ciała zadziałały na mnie dość pobudzająco. Nie chodziło o niego samego, raczej po prostu o jakiegokolwiek mężczyznę. Zdałam sobie bowiem sprawę, że faktycznie po zerwaniu z Ronem próbowałam uciec w pracę jeszcze bardziej, niż wówczas, gdy byliśmy razem. W taki właśnie sposób minęło mi kilka lat, w ciągu których ani razu nie byłam na żadnej randce.
Oglądaliśmy w ciszy. W pewnych momentach grozy próbowałam zasłaniać oczy dłońmi, co oczywiście spotykało się z komentarzami Malfoy'a w stylu "No Granger, nie krępuj się przy nich, możesz się przytulać". W zamian za to w pewnym momencie oparłam się wygodnie o oparcie i podkurczyłam nogi. Zmrużyłam oczy dosłownie na chwilę...
* w Anglii ruch jest lewostronny