środa, 2 stycznia 2019

Rozdział XII

   Zamknęłam oczy dosłownie na chwilę, ale kiedy ponownie je otworzyłam, zamarłam. W pierwszym momencie nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję. Kompletną dezorientację dopełniał fakt, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam, było całkowicie ciemno. Zamrugałam kilkakrotnie, próbując przyzwyczaić się do ciemności. 
- Nie chciałem cię budzić - usłyszałam męski głos. Wzdrygnęłam się spoglądając w stronę, z której dobiegał. 
- Oszalałeś? Która jest godzina? I gdzie jest Ginny? Ja muszę jutro iść do pracy, nie mam tutaj żadnych ubrań... - próbowałam otrząsnąć się z szoku. Największym szokiem dla mnie było bowiem to, że najwidoczniej nocowałam u Malfoy'a.
- Spokojnie - zaśmiał się. Dopiero wtedy mu się przyjrzałam. Siedział na fotelu z jedną nogą ułożoną na kolanie, a w ręku trzymał szklankę. - Jest pierwsza w nocy, Blaise odwiózł Wiewiórę i ona sama stwierdziła, że lepiej będzie cię nie budzić, a co do ubrań to nie martw się, na pewno są tu jakieś mojej siostry, a jeśli ich nie będziesz chciała to zawsze mogę cię podwieźć do domu rano.
   Usiadłam, poprawiając sukienkę. 
- Nie powinnam tutaj zostawać, powinnam jechać do domu, najlepiej teraz.
- Oszalałaś - Malfoy wstał, odstawiając szklankę na stoliku. - Możesz spać w mojej sypialni, a ja prześpię się na kanapie albo, jeśli wolałabyś nie, zostań tutaj, a ja przyniosę ci jakiś koc.
- To bez sensu. Nie jest jeszcze wcale aż tak późno - wstałam. Malfoy był niedaleko i przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Czułbym się bez sensu, gdybym ci na to teraz pozwolił, ale jeśli bardzo chcesz - wzruszył ramionami i podszedł do włącznika światła. Pokój rozświetlił się, a ja zmrużyłam oczy. - Chcesz się czegoś napić?
   Spojrzałam na stolik, na którym kilka godzin wcześniej były szklanki i ciasto. Została tylko moja szklanka i dwa dzbanki z sokami.
- Dzięki, dam radę - uśmiechnęłam się kwaśno.
- To mam ci coś naszykować?
- Możesz mi przynieść jakiś koc. I czy mogłabym się wykąpać? - zapytałam. Skapitulowałam, gdyż postanowiłam, że ten wieczór, a właściwie noc, może być idealną okazją, żeby dowiedzieć się czegoś więcej na temat Malfoy'a. Sama nie wiem, dlaczego mnie to interesowało, ale w tamtym momencie ten pomysł wydawał mi się nad wyraz kuszący.
- Jasne. Chodź za mną, pokażę ci łazienkę. 
   Zaprowadził mnie na drugi koniec domu, przez niezwykle gustownie urządzony korytarz. Kiedy doszedł do drzwi na samym końcu, wszedł pierwszy. Myślałam, że to łazienka, ale okazało się, że zaprowadził mnie do swojej sypialni. Duże pomieszczenie rozświetlone było przez światło księżyca i gwiazdy, które przedostawało się do środka przez długie okna. Dopiero kiedy zaświecił światło dostrzegłam, że ściany są szare, a podłoga drewniana. Łóżko z jasną pościelą zajmowało znaczącą część pomieszczenia, a przy zagłówkach znajdowały się niezwykle stylowe lampy podłogowe. Ciemnobrązowy dywan przed łóżkiem dobrze pasował do zdjęć w ramkach, które były w sepii. 
- Tu jest łazienka - dopiero kiedy otworzył jedne z dwóch drzwi w pomieszczeniu zorientowałam się, że z sypialni można przejść do innych pokoi. Domyśliłam się, że drugie prowadziły do jego garderoby. 
- Dzięki - uśmiechnęłam się blado. Łazienka również okazała się być bardzo gustowna. Kremowe, błyszczące i duże płytki na podłodze, a na ścianach szare, a także imitujące drewno. W pomieszczeniu znajdowała się zarówno wanna, jak i prysznic. 
- Zaraz przyniosę ci jakąś koszulę Astorii - powiedział, schylając się i wyciągając z szafki przy umywalce czysty biały ręcznik. Kiedy mi go podał, poczułam, że moje policzki lekko się zaróżowiły. Miałam nadzieję, że tego nie dostrzegł i być może tak w istocie było, gdyż nie skomentował mojego wyglądu w żaden sposób. Cała ta sytuacja była bardzo intymna, przynajmniej w moim odczuciu. Być w czyimś domu to jedno, ale zostawać u niego na noc i kąpać się w jego łazience...
   Malfoy zniknął za drzwiami, a ja w tym czasie powiesiłam ręcznik w kabinie. 
- To jedyne, co znalazłem - Malfoy pojawił się w pokoju z dwoma ubraniami złożonymi w kostkę. Położył je na wolnej szafce. - Jak pogrzebiesz w szafkach to powinnaś znaleźć jakiś babski żel pod prysznic - pokręcił oczami z dezaprobatą. - Dobra, to chyba tyle - uniósł delikatnie brew. - Czy może wolałabyś, żebym został? - zaśmiał się z cwaniackim uśmiechem.
- Taki pośpiech nie służy chyba związkom - uśmiechnęłam się, podnosząc brew podobnie jak Malfoy wcześniej.
- Oczywiście. Nauczony jestem szacunku dla kobiet, więc tym bardziej uszanuję twoją decyzję - mrugnął prawym okiem i rozejrzał się po łazience. - Dobra, zostawiam cię, a w razie czego wołaj.
- Jasne - powiedziałam bardziej do siebie, gdyż drzwi zamknęły się za blondynem. 
   Rozłożyłam ubrania, które przyniósł mi Malfoy. Były to koszule nocne - jedna była biała i choć nie była krótka, to wydawała mi się nie na miejscu przez wzgląd na koronkowe wykończenie przy dekolcie. Druga z kolei, z krótkim rękawem, była w biało-czarne wąskie paski. 
   Otworzyłam pierwszą szafkę i ze zdziwieniem spostrzegłam, że na dwóch półkach znajdowało się w niej mnóstwo damskich kosmetyków. Nie był to wyłącznie żel pod prysznic, ale także różne kremy, odżywki, kosmetyki i to droższych firm. Ciekawiło mnie, do kogo należały, czy faktycznie były to rzeczy zostawione przez siostrę, czy może Malfoy dość niedawno rozstał się z dziewczyną i nie zdążył się jeszcze pozbyć jej rzeczy lub - być może - wcale nie chciał. Wiedziałam, że to nie był mój interes, ale chciałam się, nie wiedzieć czemu, dowiedzieć czegoś na temat jego byłej dziewczyny.
   Nie zamierzałam spędzać zbyt dużo czasu pod prysznicem, więc około dziesięć minut później wyszłam z łazienki, niosąc w rękach ubrania z poprzedniego dnia. Czułam się bardzo dziwnie, kiedy weszłam do sypialni Malfoy'a w koszuli nocnej. Pokój tonął w blasku księżyca, a rozświetlone w ten sposób łóżko zachęcało, żeby się na nim położyć i wtulić w miękką pościel.
- Tu masz koc i poduszkę - kiedy wróciłam do salonu, Malfoy tylko w połowie był zwrócony w moją stronę, gdyż wyglądał za okno.
- Usiądziesz ze mną i pogadamy? - zaproponowałam, siadając wygodnie.
   Uniósł delikatnie brew z cynicznym uśmiechem, ale bez słowa usiadł obok mnie. Nie paliły się żadne światła i podobało mi się to, że blondyn nie mógł dobrze widzieć mojej twarzy. Nigdy nie przypuszczałam, że będę z nim po prostu rozmawiać o życiu i o tym, co u niego, więc mogłabym momentami wyglądać na zażenowaną.
- O czym chcesz rozmawiać? - rozłożył szeroko ręce na kanapie, ale mebel był na tyle duży, że nawet mnie przy tym nie dotknął.
- Nie wiem - powiedziałam, zdając sobie doskonale sprawę z tego, jak głupio i dziecinnie to brzmiało. - Dowiedzieć się czegoś o tobie...
- Co chciałabyś o mnie wiedzieć? - wydawał się być niezwykle rozbawiony.
- No nie wiem... Cokolwiek, co chciałbyś mi powiedzieć.
   Zamyślił się na chwilę.
- Chciałbym kiedyś móc powiedzieć, że zobaczyłem cały świat.
- A dużo ci brakuje? – spytałam, próbując nie przypominać sobie, że sama nie mogłam się pochwalić bogatą przeszłością podróżnika. Najdalej byłam z Ronem w miejscu najbardziej oklepanym dla zakochanych, bo w Paryżu, ale spędziliśmy tam cały miesiąc, praktycznie większą część dnia zwiedzając. Tylko kilka razy udało się Ronowi namówić mnie, żebym poszła z nim na imprezę.
- Więcej niż myślisz, Granger. Jeśli już gdzieś jadę, to najczęściej ma to podłoże biznesowe. Owszem, mam czas na zobaczenie wielu miejsc, ale czasami wolę ten czas po prostu przeznaczyć na dobre przygotowanie się do rozmów.
- Mogę jeszcze o coś spytać?
- Pytaj – zaśmiał się.
- Wybacz, jeśli jestem wścibska – zaczęłam, słysząc momentalnie westchnienie. Domyślił się zapewne o co zamierzałam zapytać, ale mi nie przerwał. – Chciałabym się tylko dowiedzieć, czy jest coś, co sprawia, że… nie, raczej chcę spytać, czy…
- Dobra, przestań Granger – powiedział ostro. Zmarszczyłam czoło. – Chcesz spytać o coś, o czym nie masz pewnie pojęcia – zaśmiał się cynicznie. – Powiedzmy, że moje życie nie zawsze bywa takie kolorowe jak piszą w tych pieprzonych gazetach i nie zawsze kij ma dwa końce.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz…
- Czyżby?
- Malfoy, nie czytam głupich gazet.
   Zaśmiał się cynicznie.
- Jakoś trudno mi w to uwierzyć, że nie masz o niczym pojęcia, ale może to i lepiej – powiedział w zamyśleniu. – Dobra, w takim razie, jeśli jestem twoim pierwszym źródłem, powiem ci coś. Trzy lata temu byłem z dziewczyną, choć może „byłem” jest tutaj nadużyciem – zaśmiał się. Mimo ciemności mogłam dostrzec, że wpatrywał się nieprzeniknionym wzrokiem za okno. – Spotkaliśmy się zaledwie kilka razy i to jeszcze można powiedzieć, że bardziej na podłożu biznesowym – jej brat pracuje, a właściwie to pracował ze mną, widzieliśmy się głównie w biurze. Wyszliśmy kilka razy na kolację i być może pomyślisz, że w tym momencie się usprawiedliwiam, ale właściwie było to z jej inicjatywy. I teraz najważniejsza część: nigdy się z nią nie przespałem. Niestety ona o tym zapomniała – westchnął teatralnie. – I jakkolwiek frajersko to nie zabrzmi, próbowała wmówić opinii publicznej, że dziecko, z którym była w ciąży, jest moje. Przez całe pół roku musiałem czekać i wysłuchiwać się od obcych ludzi opinii na temat, na który nie mieli żadnego pojęcia, jakim człowiekiem jestem i nie jestem. Nie wpłynęło to co prawda zbyt znacząco na moją pracę, a sam finał był nawet jeszcze bardziej niż zadowalający, ale wyobraź sobie jak ludzie reagują na kombinację nazwiska Malfoy i słowa skandal. Zanim zostały wykonane testy dostawałem od niej pogróżki, listy błagalne i wszystko co można zrobić w desperacji, że mam po prostu uznać dziecko, a ona sama się nim zaopiekuje, a światu powie, że jestem cudownym ojcem, etcetera… Wiesz, Granger, gdybym chociaż przez chwilę nie był pewien, czy to może być moje dziecko, nie byłoby tego problemu. Wolałbym uciszyć to wszystko, byleby takie brudy nie wychodziły na światło dzienne. Wszystko ma jednak swoje granice. Tak, ucierpiała na tym opinia na temat mojej rodziny w tamtym czasie, ale kiedy zrobiliśmy badania, musiała publicznie przyznać się do błędu. Wtedy zalała nas fala listów z wyrazami współczucia, z wyrazami zrozumienia… nagle ludzie zaczęli na nas patrzeć z innej perspektywy, choć nie wszyscy, być może niektórzy ciągle patrzyliby na nas jak na ludzi, którzy ją przekupili, gdyby nie oświadczenie jej brata. Był w zasadzie zmuszony do powiedzenia prawdy zarówno w sądzie jak i opinii publicznej, bo inaczej wiedział, że groziłby mu zakaz do wykonywania zawodu. Do niego samego w zasadzie nic nie mam, a nie pracuje u nas tylko dlatego, że sam się zwolnił. Więc to jest moja historia, Granger.
    Biłam się wewnątrz siebie z myślami. Przede wszystkim nie mogłam zrozumieć, jak to wszystko przeszło obok mnie. Nigdy nie czytałam żadnych gazet prócz ewentualnie naukowych, nie oglądałam też zbyt często telewizji, ale żeby nie zwrócić uwagi na coś, co związane było z osobą którą znałam?
- Nie wiem co powiedzieć…
- Nie oczekuję, że cokolwiek powiesz.
- Czy ona była dla ciebie ważna?
   Roześmiał się szczerze.
- Pytasz, czy ją kochałem? Nie, Granger. Nie wierzę w te pierdoły o szybkiej miłości. Jeśli już miałaby istnieć, to raczej budowana byłaby przez lata, nie wiem nawet, czy widziałem w niej osobę, z którą mógłbym spędzić życie. Praktycznie się nie znaliśmy.
- To… bardzo przykre.
- Też tak sądzę – zaśmiał się. – No, Granger, kochanie, a ty jaką skrywasz tajemnicę?
- Ja i tajemnica? – zaskoczył mnie poniekąd tym pytaniem. – Wiesz, myślę, że nie ma w opowieści o moim życiu nic nadzwyczajnego.
- Co się właściwie stało z Weasley’em i tobą?
- A skąd wiesz, że coś miało się stać?
- Powiedzmy, że szósty zmysł.
- Cóż, niedopasowanie się stało.
- Granger – oburzył się, wyraźnie zawiedziony. – Mogłabyś się bardziej postarać w swojej opowieści.
- Dobra – pokręciłam głową. – W tamtym momencie miałam kompletnie inne priorytety. Wyszło jak wyszło, myślę, że to w większości moja wina. Nie czuję jednak, że mi tego brakuje, w zasadzie to nie wiem, może to wredne, ale widocznie tak miało być.
- Czym były te inne priorytety? – upił łyk soku.
- Ron chciał mieć rodzinę, a ja myślałam raczej o pracy i materialnych aspektach w stylu: gdzie i za ile urządzić dom…
- No proszę, proszę, nie sądziłem, że jesteś typem kobiety, która stawia pracę ponad wszystko.
- Ujęłabym to inaczej: moje priorytety były zupełnie inaczej porozkładane w czasie niż Rona.
- Jasne – roześmiał się. – A gdybyś mogła to wszystko przywrócić, zrobiłabyś to?
   Zastanawiając się nad jego pytaniem, schyliłam się, żeby nalać sobie soku. Malfoy postanowił jednak zrobić to samo, w efekcie czego zderzyliśmy się ramionami i dotknęłam jego ręki. Poczułam ten cudowny zapach jego perfum i niezwykle miłe ciepło bijące od jego ciała. Próbując ukryć zmieszanie, odsunęłam się, mówiąć:
- Sama nie wiem. Ron ma rodzinę, jest szczęśliwy, tak sądzę przynajmniej. Nie potrafię sobie wyobrazić innej rzeczywistości i myślę, że Ron też niekoniecznie chciałby coś zmieniać.
   Blondyn usiadł w tej samej pozycji z rozłożonymi rękoma na oparciu, tym razem jednak był nieco bliżej, choć ciągle nie dotykał mnie.
- Masz rację, dzieci z Weasley’em to byłoby coś koszmarnego – skrzywił się.
- Co ty! – oburzyłam się, po chwili uświadamiając sobie, że najprawdopodobniej mnie podpuszczał. Byłam jednak na tyle zmęczona, że nie zauważyłam zaczepki.
- Wyobraź to sobie – po twoim domu biegają małe, rude dzieciaki. To byłoby straszne – pokręcił głową, udając oburzenie. – Chyba podjęłaś jedyną słuszną decyzję.
- Właściwie… która jest godzina? – zmieniłam nagle temat uświadamiając sobie, że najprawdopodobniej nie zostało mi już zbyt wiele snu.
   Malfoy podciągnął rękaw, spoglądając na gustowny zegarek.
- Chyba cię to zmartwi, ale już wpół do trzeciej.
- Żartujesz… nie, nie, muszę iść spać, ja nie wstanę…
- O której cię obudzić?
- Nie przesadzaj, mam telefon, umiem z niego korzystać.
- Czyli o której?
- Przestań, po prostu…
- Matko, Granger, o której wstajesz? – podniósł się, przyglądając mi się z uniesioną brwią.
- O szóstej, ale…
- Dziękuję za informacje – uciął. – Dobra, w razie, gdybyś czegoś potrzebowała to się nie krępuj korzystać z wszystkiego, a w razie czego to mnie po prostu obudź.
- Okej – przytaknęłam, rozkładając sobie pościel. Po chwili już leżałam na kanapie przykryta kołdrą.
- To… dobranoc, Granger. Karaluchy pod poduchy.
- Dobranoc, pchły na noc, Malfoy.
   Zniknął za drzwiami, ale usłyszałam jeszcze jego śmiech.

~*~

   Leżałam właśnie schowana pod pianą w wannie, popijając białe wino, kiedy nagle poczułam dziwny pulsujący ból w ramieniu. Początkowo próbowałam zignorować ten ból, jednak w pewnym momencie dołączył do niego dziwny głos. Próbowałam skupić swoje myśli na wypowiadanych słowach, kiedy nagle otoczenie całkowicie się zmieniło.
- Co się… - zdezorientowana, zamrugałam kilkakrotnie, natrafiając na spojrzenie stalowych oczu Malfoy’a. Stał przede mną w błękitnej koszuli i granatowych spodniach od garnituru. Wyglądał dzięki temu tak, jakby to on był gościem w swoim domu.
- Jest szósta – uniósł brew. – Lubisz jajecznicę ze szpinakiem?
   Kiwnęłam jedynie głowa, nie będąc jeszcze do końca przebudzoną. Malfoy zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni, a ja poczułam nagle, w jak dziwnej sytuacji się znalazłam. Chciałam od razu pójść za Malfoyem i pomóc mu w przygotowywaniu śniadania, ale kiedy wstałam zrozumiałam, że jestem w pidżamie i byłoby to tym bardziej… dziwne.
- Jak ci się podoba twój przyszły dom, Granger? – moje dziecinne rozmyślania na temat tego, czy najpierw powinnam pójść się przebrać, czy od razu pomóc w kuchni, przerwało pojawienie się blondyna. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o framugę drzwi. Chociaż był to Malfoy, musiałam przyznać, że wyglądał niezwykle… nie, stop, Hermiona, co ty właściwie masz w głowie.
- Wolałabym zostać w moim domu – mruknęłam, próbując jednocześnie żartować z Malfoy’em i nie myśleć o tym, co właśnie przed chwilą pojawiło się w mojej głowie.
- Chyba zmienisz zdanie jak trochę posmakujesz mojej kuchni – mrugnął lewym okiem, znikając znów za drzwiami kuchni. Przygryzłam delikatnie wargę postanawiając, że pójdę chociaż lekko się odświeżyć, a ubiorę się po śniadaniu.
   Wieczorem czułam się bardzo dziwnie, chodząc sama po mieszkaniu Malfoy’a, ale rankiem było to dla mnie jeszcze bardziej nie na miejscu. Samo nocowanie u znajomych nie było dla mnie nigdy problemem mimo, że od pewnego czasu raczej zbyt często tego nie praktykowałam, natomiast myśl, że to był dom Malfoy’a była zastanawiająca. Owszem, nie znaliśmy się od kilku dni – choć, tak właściwie, czy nie zaczynałam go dopiero wówczas poznawać tak naprawdę? – ale nawet myśl o jego rodzinie napawała mnie pewnym przerażeniem. Malfoy nie tylko był synem swoich rodziców, on był synem osoby, która miała istotny wpływ na losy naszego państwa, a matka zyskała międzynarodowy rozgłos dzięki swoim książkom. Przebywanie wśród ludzi tego typu mogłoby być poniekąd krępujące.
   Wykonałam bardzo szybko poranną toaletę i zamierzałam jak najszybciej wrócić do salonu, kiedy nagle spojrzałam na zdjęcia, które dostrzegłam wieczorem. Wisiały w czarnych ramkach, co zaskakująco mocno wpływało na wystrój wnętrza. Były różnych rozmiarów, choć tylko dwa były wymiarów kartki papieru. Większość z tych fotografii przedstawiała ujęcia różnych budynków bądź krajobrazu, jednak kilka z nich przedstawiało postacie. Początkowo myślałam, że są to – tak jak zdjęcie z parą zakochanych starszych ludzi – przypadkowe osoby, jednak wpatrując się w nie uważniej uświadomiłam sobie, że to rodzina Malfoy’a – Astoria kilka lat młodsza, uśmiechająca się z pewnej odległości do obiektywu, siedząca na huśtawce. Zdjęcie było o tyle ciekawe, że huśtawka, na której się znajdowała, była zawieszona na wysokiej gałęzi drzewa, a daleko za nią malowały się góry. Kolejne zdjęcie przedstawiało starszą siostrę Malfoy’a. Zdjęcie było wykonane z góry, najpewniej ktoś musiał przynieść w tym celu jakąś drabinkę bądź inne podwyższenie. Dziewczyna leżała na piasku, jej włosy rozrzucone były w pewien uporządkowany sposób, sama miała wzrok skierowany w lewą stronę. Tym razem ciekawym zabiegiem było to, że od pasa w dół zakryta była przez wodę, co wyglądało, jakby była okryta kołdrą. Jeśli to Malfoy robił to zdjęcie, to miał idealne wyczucie i złapał falę w najlepszym momencie.
   Jedno z większych zdjęć przedstawiało jego rodziców w eleganckich strojach, przytulających się i kompletnie nie zwracających uwagi na fotografa. Najprawdopodobniej byli na jakimś balu tematycznym, bo mieli na sobie ubrania z lat dwudziestych. Na kolejnym zaś była cała ich trójka. Ustawili się od najstarszego do najmłodszego, każde jedno wyglądając ponad głową starszego z rodzeństwa. Byli jednak widocznie skupieni na wykonaniu tej czynności, bo każde z nich patrzyło w inną stronę, uśmiechając się przy tym bardzo szczerze. Nie miałam pojęcia, ile mieli lat, ale Malfoy nie miał przednich zębów.
- Co, Granger, próbujesz sprawdzić moje geny?
   Wzdrygnęłam się, czując zażenowanie. Malfoy niekoniecznie musiał wiedzieć, że oglądałam jego zdjęcia.
- Chciałbyś – powiedziałam wymijająco, rozglądając się. – Pomóc ci w czymś? – zmieniłam temat.
- Wszystko gotowe, mademoiselle. Zapraszam na śniadanie – ukłonił się w przesadnej kurtuazji, przepuszczając mnie przez drzwi. Przechodząc obok, poczułam te denerwująco cudowne perfumy. Przyspieszyłam, pragnąc oddalić się od Malfoy’a na znaczną odległość.
   Malfoy naszykował w jadalni prawdziwą śniadaniową ucztę, bo oprócz nałożonej już na talerze jajecznicy znalazło się tam ciemne pieczywo, biały ser z koperkiem i pleśniowy ser, pomidory, soki…
- Chyba nie jemy typowo brytyjsko? – zaśmiałam się szczerze.
- Musisz sobie z tym poradzić – wzruszył ramionami. – Dobra, jedz, bo wystygnie.
   Kiedy usiadłam i zaczęłam smarować sobie kanapkę, ponownie poczułam dwuznaczność i dziwaczność całej tej sytuacji. Siedząc w pidżamie, w domu Malfoy’a, jedząc sobie śniadanie w jego jadalni, śniadanie, które on naszykował…
   Starałam się nie patrzeć na Malfoy’a, który jednak wydawał się nie dostrzegać niedorzeczności w niczym. Kiedy zjadł już jajecznicę, która – całkiem szczerze – była przepyszna, zapytał:
- Podwieźć cię do pracy?
- Nie żartuj – odpowiedziałam szybko. – Tak w ogóle to jestem ci za wszystko bardzo wdzięczna – uśmiechnęłam się blado.
- Nie sądziłem, że dożyję takiego dnia – uniósł lewą brew z rozbawieniem.
   Posłałam mu delikatny uśmiech, kończąc śniadanie.
- Tylko się przebiorę i zaraz znikam.
- Nie śpiesz się za mocno, nie wywalam cię z domu – powiedział ironicznie.
   Nie skomentowałam jego uwagi, odchodząc od stołu i jeszcze raz dziękując. Zabrałam swoje rzeczy i przebrałam się szybko w łazience, nie zatrzymując się tym razem ani na chwilę w sypialni. Kiedy wróciłam, Malfoy wychodził właśnie z jednego pomieszczenia, które znajdowało się najbliżej wejścia. Musiał to być jego gabinet, ale wolałam nie sprawdzać. Trzymał w ręku stylową aktówkę i podszedł do lustra, poprawiając krawat. Nie zauważył mojego wejścia, więc przez chwilę przyglądałam mu się. I wtedy po raz kolejny uderzyła mnie intymność tej sytuacji. Powinnam w tamtym momencie, jak kochana żona, podejść i sama poprawić mu ten krawat, całując na pożegnanie. Zaśmiałam się jedynie z niedorzeczności tej myśli i odchrząknęłam.
- Także jeszcze raz ci bardzo za wszystko dziękuję, Malfoy.
- Nie ma sprawy, Granger. Wbrew pozorom, fajnie jest mieć z kim pogadać w mieszkaniu.
   Uśmiechnęłam się delikatnie. Trafił w sedno – w samotności najgorsze było wracanie do mieszkania, w którym nikt na ciebie nie czekał.
- Pamiętasz o naszej umowie? – zapytał, kiedy mijałam go w drzwiach wyjściowych.
- Umowie?
- Bruksela – powiedział jedynie, zamykając drzwi za sobą na klucz.
- Tak, tak – kiwnęłam głową. Cały czas miałam na uwadze jego prośbę, coraz bardziej podważając jej racjonalność.
- Zarezerwuję nasz pobyt i wtedy podam ci więcej informacji.
   Ponownie skinęłam głową, otwierając samochód. Zapięłam pasy, przekręciłam kluczyk w stacyjce i… na tym się skończyło. Spróbowałam po raz kolejny… i jeszcze raz…
- To chyba jakieś żarty! – zdenerwowana, uderzyłam w klakson. Spojrzałam na zegarek uświadamiając sobie, że co prawda do pracy mam jeszcze wystarczająco dużo czasu, ale komunikacją miejską będę musiała jechać bardzo okrężnie.
   Kiedy Blaise powiedział wczoraj, że powinnam iść do mechanika z samochodem, nie spodziewałam się, że będę musiała iść aż tak szybko.
- Co jest, Granger? – Malfoy otworzył drzwi od mojej strony.
- Nie chce mi odpalić – westchnęłam.
- Wyjdź, może ja sprawdzę.
   Posłusznie wyszłam z samochodu, zastanawiając się jedynie, czy Malfoy – przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości może wiedzieć coś na temat samochodów.
   Kiedy jemu też nie chciał odpalić – co za zaskoczenie – wyszedł, sprawdzając coś pod maską. Poszłam za nim, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Wydaje mi się, że masz coś z akumulatorem – powiedział, zamykając maskę. – Mogę cię podwieźć do pracy, a potem odebrać, a w międzyczasie spróbuję zadzwonić do mechanika.
- Nie przesadzaj – pokręciłam głową. Czułam się w tamtym momencie dziwnie przytłoczona troską Malfoy’a. Potrafiłam sama o sobie decydować i radzić sobie w choć lekko kryzysowych sytuacjach, nie potrzebowałam osoby, która podejmowałaby za mnie decyzje. – Możesz mnie w sumie podwieźć i wysadzić gdzieś po drodze, żebym mogła znaleźć lepszy autobus. A do mechanika zadzwonię z pracy.
- Granger – zirytowany, pokręcił oczami. – Nie unoś się. Znam mechanika, który od lat pracuje dla mojej rodziny, a ty ile będziesz czekać aż kogoś znajdziesz?
   Nie odpowiedziałam uznając, że czasami zachowuję się jak dziecko. Mimo łączącej nas przeszłości, Malfoy zachowuje się w stosunku do mnie lepiej niż przyzwoicie.
- Dobra, zróbmy tak – przyznałam niechętnie.
   Posłał mi rozbawione spojrzenie, a ja poszłam za nim, z niechęcią wsiadając do jego samochodu. Niechęć ta najprawdopodobniej brała się z faktu, że w zbyt wielu kwestiach polegałam na Malfoy’u i byłam od niego niejako zależna. A ja bardzo nie lubiłam nie być niezależną.
- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym cię podwiózł do domu a potem do pracy?
   Nie od razu odpowiedziałam.
- Tak byłoby wygodniej, ale…
- No to świetnie – zaśmiał się. Pokręciłam jedynie oczami. Czy to Malfoy przedostawał się do wielu dziedzin mojego życia, czy to może ja do jego?