- Może to dziwnie
zabrzmi, ale... dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz –
powiedziałam, spogladając na splecione na kolanach dłonie.
- Masz rację –
blondyn zaczął poważnie. – To bardzo dziwnie brzmi.
Zerknęłam na niego i kiedy
zauważyłam ten zarówno rozbawiony jak i złośliwy uśmieszek, szturchnęłam go
delikatne w ramię. Była to dla mnie w tamtym momencie tak naturalna reakcja, że
nie zwróciłam uwagi na nieco zaskoczoną minę blondyna.
- Na jak długo mielibyśmy
jechać do Brukseli?
Czułam się w towarzystwie Malfoy’a
zadziwiająco swobodnie, choć być może było tak przez wzgląd na wspólnie
spędzoną noc, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało.
- Konferencja jest w
sobotę po południu, bankiet wieczorem. Myślę, że jeśli polecimy w sobotę rano,
wszystko będzie w porządku.
- Rozumiem, że
obowiązuje jakiś szczegółowy dress code na bankiecie?
- Czegokolwiek nie
założysz, z pewnością będziesz dobrze w tym wyglądać.
Blondyn skupiony był na jeździe i
wyglądał, jakby słowa, które chwilę wcześniej wypowiedział nie miały znaczącego
wpływu na nic. Moja natura, która każde mi zawsze analizować wszystko
kilkakrotnie, była kompletnie zagubiona. Czułam się nieco zaskoczona i
zawstydzona, chociaż sama nie wiedziałam z jakiego względu najbardziej. Nie
byłam przecież nastolatką, która dopiero wkraczała w miłosne życie. Miałam za
sobą bardzo poważny związek, w którym niejednokrotnie byłam komplementowana.
Rzecz w tym, że to był Malfoy. I oprócz bycia Malfoy’em, z którym dzieliłam
raczej niepochlebną przeszłość, był też – musiałam to niestety przyznać –
bardzo przystojnym mężczyzną, obok którego żadna kobieta nie mogłaby przejść
obojętnie.
- Nie pomagasz –
powiedziałam po chwili uznając, że będą to bardzo bezpieczne słowa odwracające
uwagę.
- Szczerze mówiąc,
mogłabyś się przejść z Astorią i wybrałybyście jakąś sukienkę – uniósł brew.
- Uważasz, że nie
jestem w stanie sama nic konkretnego wybrać? – zapytałam groźnym tonem. I
rzeczywiście, rozdrażniły mnie jego słowa.
- Granger – westchnął
– możesz równie dobrze iść z rudą, ale myślę, że Astoria bardzo chętnie
chciałaby cię bliżej poznać.
- Czemu twoja
siostra miałaby chcieć mnie bliżej poznać i, ponowię pytanie, dlaczego uważasz,
że nie jestem w stanie sama sobie kupić głupiej sukienki?
Staliśmy właśnie na czerwonym
świetle i chociaż patrzyłam przed siebie, wychwyciłam, że Malfoy odwrócił się w
moją stronę.
- Boże, Granger, nie
wiem o co ci chodzi. Nie pamiętam ani jednej sytuacji, kiedy jakakolwiek
kobieta czy dziewczyna, którą znam, poszłaby sama na zakupy.
- To widocznie nie
znasz kobiet – stwierdziłam. Malfoy zaśmiał się, kiedy to powiedziałam.
- Oczywiście, że
znam. Gdybym nie znał to nie wiedziałbym, że czujesz się urażona, bo myślisz,
że podważam twój gust bądź nawet wybór dotyczący firmy, z jakiej cokolwiek
kupisz.
Moje myśli nie były aż tak daleko w
przyszłości, bowiem kompletnie nie pomyślałam o tym, że mógłby uznać markę,
którą wybiorę, za nieodpowiednią, ale mimo wszystko znowu poczułam się dziwnie
głupio.
- Proponując mi
wyjście z twoją siostrą czuję się tak, jakbyś proponował mi, żebyśmy zostały
rodziną – zaśmiałam się, próbując nie wyjść na dziecinną histeryczkę.
- A nie robię tego?
– zapytał bardzo poważnie.
Otworzyłam usta, jednak nic nie
powiedziałam.
- Granger,
musiałabyś widzieć swoją minę – był nad wyraz rozbawiony. Pokręciłam jedynie
oczami, chcąc dać mu do zrozumienia, że tym razem to on dziecinnie się zachowywał.
Chwilę później zaparkował przed
budową w miejscu, które mu wskazałam.
- To o której mam
cię odebrać?
- Daj spokój, dam
radę.
- Granger,
umawialiśmy się na coś, a wiesz, że niewywiązywanie się z umów ma konsekwencje
prawne, prawda?
- No i tu mnie masz
– uniosłam brew. – Chciałabym nieco zmodyfikować umowę.
- Oddalam.
- Ale Draco,
przecież... – zamilkłam uświadamiając sobie co właśnie zrobiłam.
- Jesteś kiepskim
słuchaczem, Hermiono lub też kiepskim obserwatorem – zaczął stukać opuszkami
palców w kierownicę. – Jestem bardzo towarzyską osobą, choć nie zawsze mam ku
temu sposobność. Poza tym, twój samochód zepsuł się na moim podwórzu, jestem
więc zobligowany do udzielenia ci wszelkiej pomocy z tego tytułu
wynikającej.
Otworzyłam usta, jednak nie byłam w
stanie wymyślić żadnej sensownej odpowiedzi. W zamian za to uśmiechnęłam się, kręcąc
głową.
- Dzisiaj kończę po
15 – powiedziałam powoli, spuszczając wzrok i przyglądając się moim krótko
obciętym paznokciom. – Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda? – spojrzałam w
jego kierunku.
- Oczywiście, że
wiem – skinął głową. – Nie wiem, dlaczego jest to dla ciebie taka wielka
sprawa, bycie w roli osoby, której trzeba pomóc.
Wzruszyłam ramionami.
- Dobra, to... do
zobaczenia po 15 – uśmiechnęłam się delikatnie, wychodząc z pojazdu. Blondyn
kiwnął głową, skupiając się już na koniecznych do wykonania manewrach, aby
wydostać się z parkingu.
Czekał mnie długi dzień
analizowania.
~*~
Tak jak wcześniej przewidziałam,
niemal przez cały dzień w pracy co jakiś czas pojawiały się w moim umyśle
rozważania dotyczące zachowania blondyna. Próbowałam się skupić i oddalać tego
typu myśli, ale nie było to wcale takie proste. Owszem, to był Malfoy,
ale bycie Draconem Malfoy’em to też bycie bardzo inteligentnym, elokwentnym,
wykształconym i – co niestety tym bardziej działało na moją niekorzyść –
przystojnym mężczyzną, który potrafił podkreślić swój wygląd przede wszystkim
eleganckimi ubraniami. Kiedy tak atrakcyjny – pod wieloma względami – mężczyzna
zachowuje się, jakby zamierzał faktycznie zostać moim dobrym przyjacielem, nie
można było wobec takiego faktu przejść obojętnie. Dodać do tego wszystkiego
drobny szczegół pod tytułem twój ostatni związek zakończył się kilka lat
temu, wniosek nasuwał się sam. Oczywiście nie byłam zdesperowana do tego
stopnia, by myśleć o zauroczeniu się pierwszym mężczyzną, który traktował mnie
cieplej niż większość moich współpracowników myślących o mnie z pewnością jak o
chorej na głowie kobiecie, skoro wybrała tę branżę. Nie mogłam jednak ignorować
faktu, że przebywanie w obecności Malfoy’a obudziło pewne dawno zapomniane
potrzeby.
W połowie dnia miałam dużo większe
zamieszanie związane z niekompetencją jednej z ekip budowlanych, więc wraz z
dwoma innymi odpowiedzialnymi osobami próbowaliśmy interweniować zarówno na
placu boju jak i w nieco bardziej papierkowych sprawach. Nie miałam już tyle
czasu, aby skupiać się na swoim życiu prywatnym, tak samo jak nie miałam czasu,
aby często spoglądać na zegarek. Kiedy jednak w końcu mi się to udało, była
15:20. Uświadomiłam sobie przy okazji, że właściwie wszyscy szykowali się już
do domu, co mi dziwnym trafem umknęło. Poukładałam dokumenty, po czym
spojrzałam na swoje odbicie w nad umywalkowym lusterku. Wyglądałam dosyć
przeciętnie w swoich praktycznych ubraniach, ale w końcu nie umawiałam się z
Malfoy’em na randkę tylko na to, że odbierze mnie z pracy.
- Do jutra, Hermi! –
towarzysz broni, Rick, kiwnął na mnie ręką, znikając za drzwiami naszego
centrum dowodzenia, jak nazywaliśmy kontenery budowlane.
- Pa! – krzyknęłam,
choć z pewnością mnie nie słyszał. Odetchnęłam głęboko i wyszłam na zewnątrz,
kierując się w stronę parkingu.
Samochód Malfoy’a już tam stał.
- Witam mojego
ulubionego pasażera – powiedział, zanim zdążyłam się przywitać.
- Witam mojego
ulubionego szofera – odpowiedziałam, zamykając za sobą drzwi i zapinając pasy.
– Wiadomo co z moim samochodem?
- Za trzy dni
powinien być gotowy – westchnęłam, wznosząc oczy ku górze. Jak ja wytrzymam
trzy dni bez samochodu?
- Dziękuję, że to
załatwiłeś – powiedziałam.
- Uznałem, że tak
sędziwe auto zasługuje na szczególne traktowanie. Kto wie, gdyby dostało się w
nieostrożne ręce być może byłabyś skazana na moje usługi szoferskie na nieco
dłużej.
- Dziękuję za przenikliwość
– pokręciłam oczami. – Twoja zapobiegliwość mi imponuje.
- Miło słyszeć, że
cokolwiek może ci zaimponować – odparł.
- Oj, znalazłoby się
dużo więcej takich cech – powiedziałam, nim zdążyłam się zastanowić. Już po
wypowiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę z tego, że mogły one zabrzmieć tak,
jakbym sugerowała, że to w jego osobowości cokolwiek mogłoby mi
zaimponować. Nie zamierzałam z nim flirtować na poważnie, nie wiem do czego by
mnie to doprowadziło. Wiedziałam, że – mimo swoich wnikliwych analiz – nie
jestem na etapie zatracania się w nim, ale mimo wszystko wolałam nie ryzykować.
Nie chciałam wchodzić w coś, co nie miałoby i tak racji bytu.
- Jaki jest nasz
cel?
- Wiesz, chciałam
zaprosić cię na obiad-podziękowanie, ale nie jestem pewna, czy mam cokolwiek
sensownego w lodówce – odpowiedziałam całkiem szczerze. W ostatnim czasie
niestety nie miałam zbyt wielu możliwości na zakupy spożywcze.
- Mamy dwie opcje –
zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle i Malfoy spojrzał na mnie. – Albo zjemy
w restauracji, albo jedziemy do Blaise’a.
- Jest też trzecia
opcja – powiedziałam pewnym głosem. – Możesz odwieźć mnie do domu, do mojego
domu – dodałam wiedząc, że z pewnością zostanie zakwestionowane to słowo, gdyż
dom mógł jednak odnosić się do wielu budynków.
- Widzę, że niestety
jedno popołudnie to zbyt mało czasu na zmianę twojego nastawienia – uniósł
brew. – Blaise dzwonił do mnie przed południem, pytał o ciebie i mówił, że twoja
ruda przyjaciółka całą drogę się o ciebie martwiła, czy dobrze zrobili
zostawiając cię u mnie. Myślę, że jego telefon przede wszystkim miał rozwiązać
kwestię tego, czy żyjesz. Jeśli chcesz to możemy się wprosić do niego.
- Nie sądzę...
- Masz wiele skrupułów,
jak widzę, gdzie one były, kiedy napadliście na mój dom z Blaisem?
- Przecież wiesz, że
nie miałam o tym pojęcia, że jedziemy do ciebie.
- Jasne – zaśmiał
się. – Mówię całkiem serio.
- Ja też mówię serio
– zaczęłam. – Wiesz, wydaje mi się, że ostatnimi czasy zbyt mało przebywam we
własnym domu, jeśli wiesz o co mi chodzi – tym razem to ja uniosłam brew,
chociaż blondyn nie był w stanie zauważyć tego gestu, gdyż wpatrzony był w
mijaną drogę.
- Rozumiem – skinął
głową. Nie wydawał się w żadnym stopniu obrażony, chociaż nie wiem czemu w
ogóle pomyślałam o takiej możliwości.
Cała droga do mojego domu minęła na
rozmowach o tym, co robiliśmy przez cały dzień w pracy. Chociaż generalnie
niewiele rozumieliśmy nawzajem na temat specyfiki naszych zawodów w praktyce,
jednak miło było rozmawiać o kimś na temat całego minionego dnia. Kiedy
mieszkałam z Ronem to zawsze opowiadaliśmy sobie po całym dniu co nas spotkało
nawet, jeśli największym wyczynem było kupienie biletu autobusowego w
biletomacie czy przejście na już migającym czerwonym świetle. Praca Malfoy’a
przynosiła dużo więcej anegdotek, ja mogłam się pochwalić jedynie tym, ile razy
ktoś w danym dniu spośród robotników budowlanych zakwestionował moje
kompetencje, bo tak.
- Całkiem szczerze,
czy mam cię jutro też odwieźć? – zapytał blondyn, parkując na moim podjeździe.
- Nie, naprawdę
doceniam to wszystko, ale jest mi najzwyczajniej w świecie głupio –
powiedziałam, odpinając już pasy, po czym spojrzałam na niego. – Dziękuję ci
bardzo za wszystko – uśmiechnęłam się delikatnie.
- Jasne, nie ma
sprawy – skinął głową. – Ale pamiętaj, w razie czego możesz zadzwonić.
- Wiem, wiem.
Także... do zobaczenia.
- Cześć, Hermiono.
~*~
Oczywistym był fakt, że nie
zadzwoniłam przez ten czas do blondyna. Dojeżdżanie do pracy i z powrotem
zajmowało mi co prawda bardzo dużo czasu, jednak wiedziałam, że było to tylko
tymczasowe rozwiązanie. Kiedy minęły trzy dni postanowiłam, że po powrocie z
pracy zadzwonię do Malfoy’a i zapytam o numer telefonu do jego mechanika, choć
wiedziałam, że z pewnością powinnam zrobić to już dużo wcześniej. Fakt, że nie
dzwoniłam do niego nie oznaczał bynajmniej, że o nim w ogóle nie myślałam. Choć
uznawałam go jedynie za materiał na przyjaciela, nie mogłam jednak pozbyć
się myśli o tym, że Blaise również był moim przyjacielem, a jednak w porównaniu
z blondynem częstotliwość pojawiających się na jego temat rozważań wypadała
blado.
Kiedy więc trzy dni po naszym
spotkaniu dotarłam do swojego domu, westchnęłam.
Na podjeździe stał mój samochód.
Czy ten człowiek zawsze musi być o
krok przede mną?
Zaraz po wejściu do domu uznałam, że
powinnam przede wszystkim uregulować sprawy finansowe związane z naprawą
samochodu, a także podziękować za pomoc w tej kwestii. Wypadałoby tym razem
faktycznie zaprosić blondyna na obiad do siebie. Na całe szczęście lodówka była
dużo lepiej zaopatrzona niż ostatnio.
Próbowałam się do niego dodzwonić,
jednak bezskutecznie. Nie zdziwiło mnie to jednak w najmniejszym stopniu, ktoś
taki jak Draco Malfoy miał wiele zobowiązań, nikt nie oczekiwał od niego, że
przez cały czas będzie korzystał z telefonu komórkowego.
Mając na uwadze fakt, że być może
blondyn jednak zjawi się tego dnia w moim domu, szybko ogarnęłam salon i
łazienkę, a następnie wzięłam prysznic. Minęło czterdzieści minut, odkąd
próbowałam się z nim połączyć, więc spróbowałam raz jeszcze. Tym razem również
odpowiedziała mi jedynie poczta głosowa. Wiedziałam, że być może jednak nie
będzie konieczne robienie większej porcji obiadu, jednak mimo wszystko robiąc
swoje najbezpieczniejsze danie, spaghetti, miałam na uwadze potencjalnego
dodatkowego konsumenta.
Zdążyłam zjeść obiad, pozmywać,
obejrzeć dwa odcinki Jasia Fasoli, zrobić pranie, wynieść śmieci i przygotować
się na kolejny dzień pracy, a telefon ciągle milczał. Wiedziałam, że to bez
sensu, a mimo to o 20:42 wybrałam po raz trzeci numer do Malfoy’a. Powtórzyła
się jednak po raz kolejny ta sama sytuacja.
Być może nie powinnam, być może
zachowywałam się irracjonalnie, ale... zaczęłam się martwić. Nie miałam do tego
teoretycznie prawa, ale czułam się niespokojna. Co, jeśli coś mu się stało,
jemu lub komukolwiek z jego rodziny? Ta myśl sprawiła, że włączyłam wiadomości
– jeśli faktycznie cokolwiek stałoby się komukolwiek z Malfoy’ów, cała Wielka
Brytania wiedziałaby o tym.
Nie wiedziałam, jak bardzo byłam
śpiąca. Już po kilku minutach oglądania poczułam, że zamykają mi się oczy.
Zdążyłam wcześniej wyłączyć telewizor, jednak było mi tak wygodnie na kanapie,
że nie przeniosłam się do sypialni.
W pewnym momencie ze snu wyrwał mnie
dziwny dźwięk. Początkowo nie rozpoznałam go, dobrze znając dźwięk budzika,
jednak na wpół świadomie rozeznałam, że to mój telefon wydawał te odgłosy.
Nadal w połowie śpiąc, spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało Draco
Malfoy.
- Draco? Gdzie ty
byłeś, martwiłam się... – powiedziałam sennie. Po chwili milczenia ze strony
odbiorcy uświadomiłam sobie co powiedziałam, co mnie gwałtownie przebudziło.
Przygryzłam delikatnie wargę czując, jak moje policzki płoną rumieńcem wstydu.
- Cieszę się, że...
że martwisz się o mnie – choć go nie widziałam wyczułam, że próbował obrócić w
żart moje nieco zawstydzające wyznanie, jednak i tak był nieco zaskoczony. –
Czy coś ważnego się stało? Nie mogłem rozmawiać...
- Wiem, wiem, jej,
przepraszam, czuję się jak dziecko – zaśmiałam się nieco nerwowo. – Chciałam ci
tylko podziękować za samochód, dogadać się w kwestii zapłaty za niego, bo nie
wiem nawet ile ci wiszę, no i miałam zamiar zaprosić cię tym razem na obiad,
ale no...
- Co do samochodu –
nie ma sprawy, no i dogadamy się przy okazji – chyba wyczuł, że zamierzałam mu
przerwać co do przy okazji, bo kontynuował szybko – mam też dobrą
wiadomość, nasz wyjazd już jest całkowicie załatwiony, lot jest w sobotę za dwa
tygodnie o wpół do ósmej.
- Okej, rozumiem –
uśmiechnęłam się delikatnie, choć zdawałam sobie sprawę z tego, że blondyn nie
był w stanie tego zobaczyć.
- Jeśli chcesz
możemy zostać w Brukseli do wtorku, moglibyśmy zwiedzić miasto.
- Jasne, czemu nie –
zaśmiałam się nerwowo.
- W takim razie...
do usłyszenia.
- Do usłyszenia.
Malfoy rozłączył się szybciej niż
zdążyłam się z nim pożegnać. Chociaż nie sprawiał wrażenia nastawionego w
stosunku do mnie wrogo, wydawało mi się, jakby mówił w dość zdystansowany
sposób
Boże, Hermiono, dlaczego ty w ogóle
się nad tym zastanawiasz?
~*~
Dni pozostałe do weekendu minęły mi
zadziwiająco szybko. Przez cały ten czas nie kontaktowałam się z Ginny, Blaisem
czy Malfoy’em, jednak uważałam, że nie powinnam zachowywać się tak bardzo
desperacko w stosunku do blondyna jak ostatnio, wobec czego, kiedy w końcu
nadszedł weekend, zrezygnowałam z prób kontaktu z nim. W zamian za to umówiłam
się z Ginny, która z wielką ulgą przyjęła moją propozycję spotkania mówiąc, że
ostatnimi czasy siedzenie w domu szczególnie ją męczyło.
Mając na uwadze zbliżający się
wyjazd do Brukseli, o którym rudowłosa nie miała jeszcze pojęcia,
zaproponowałam jej zakupy. Znałam samą siebie i wiedziałam, jak zaskakująca
musiała się jej wydawać taka propozycja z mojej strony, jednak o dziwo nie
skomentowała tego w żaden sposób.
Dzięki Malfoy’owi mogłam bez
problemu pojechać po przyjaciółkę. Zostawiła Zgredka w domu, mimo, że Harry –
jak zwykle – był nieobecny. Wiedziałyśmy jednak, że zabranie ze sobą psa do
centrum handlowego przyniosłoby więcej szkody niż pożytku.
- Ginny, muszę ci
coś powiedzieć – zaczęłam, gdy byłyśmy w połowie drogi, zastanawiając się jak
przedstawić sytuację przyjaciółce, by nie odebrała jej w nieodpowiedni sposób.
Chociaż znając Ginny i tak miała zamiar odebrać to w najmniej odpowiedni
sposób.
- Przespałaś się z
Malfoy’em – bardziej stwierdziła niż spytała.
- Wiesz... co?
Oszalałaś?
- Hermi, jesteśmy
dorośli, nie byłoby w tym nic złego – stwierdziła, jak gdybyśmy mówiły o fakcie
zaparzenia herbaty ziołowej do kanapek na śniadanie.
- To co ci powiem ma
z nim związek, ale matko, Ginny, nie wszystko musi się sprowadzać do jednego.
- Finalnie i tak
wszystko sprowadza się do jednego – wzruszyła ramionami. Spojrzałam na nią, ale
miała dość nieodgadniony wyraz twarzy. – Więc co chciałaś mi powiedzieć?
- Skąd ci w ogóle
przyszedł do głowy taki pomysł? – zapytałam, ignorując jej ostatnie pytanie.
- Zostałaś u niego
na noc – powiedziała, jak gdyby sam ten fakt tłumaczył jej podejrzenia. –
Musiałabyś widzieć teraz swoją minę – dodała po chwili i wybuchła śmiechem. –
Jejku, przecież wiem, że tego nie zrobiłaś!
Westchnęłam. Tamtego dnia
najwidoczniej dość ciężko wyłapywałam momenty, kiedy przyjaciółka po prostu ze
mnie żartowała.
- Nic ci nie powiem
– na migi udałam, że zakluczyłam usta i wyrzuciłam do nich klucz.
- Ale to musi być
jakieś pikantne – szturchnęła mnie delikatnie w ramię. – Oj Hermi, nie trzymaj
mnie dłużej w niepewności, co to takiego?
- Sama nie wiem
dlaczego, ale Malfoy zaprosił mnie, żebym mu towarzyszyła podczas jego podróży
biznesowej do Brukseli. Co więcej, mam iść z nim na jakiś ważny bankiet a potem
jeszcze możemy zostać tam trzy dni po to, żeby zwiedzać miasto.
- Ja. Cię. Kręcę! –
wykrzyknęła przyjaciółka. Spojrzałam na nią z rozbawieniem. – To już tak
poważnie, że ty i on?
- Ale nie ma żadnego
ja i on, Ginny, zaprosił mnie jako swoją przyjaciółkę, gdyby to Harry
mnie zaprosił nikt by chyba nie miał żadnych skojarzeń.
- Ależ oczywiście,
że ktoś by miał skojarzenia. Ja – stwierdziła, próbując brzmieć groźnie,
jednak nie udało jej się ukryć rozbawienia. – No ale sama przyznasz, raczej
byle kogo się nie zaprasza na taką podróż.
- Mógł równie dobrze
jechać sam.
- Wiesz, wydaje mi
się, że chodzi trochę o ocieplenie wizerunku. Przyjdź z jakąkolwiek kobietą, a
od razu wydajesz się być bardziej wiarygodny, bo jednak wyglądasz na osobę,
która szanuje instytucję małżeństwa i rodziny.
- Ah tak – zaśmiała
się cwanie. – Mówisz, że do takiej roli predysponujesz.
- Ty wredna babo –
tym razem to ja ją szturchnęłam. Byłyśmy już na parkingu i nie musiałam się
obawiać po raz kolejny jakiejkolwiek kryzysowej sytuacji na drodze.
Dopiero kiedy pomogłam Ginny wysiąść
z samochodu i ulokować się na wózku, odpowiedziała.
- Wredna czy nie,
ale i tak nie mogłabyś beze mnie żyć.
~*~
Z pomocą krytycznego spojrzenia
przyjaciółki udało mi się znaleźć prześliczną sukienkę na bankiet, a także
buty. Była to długa czarna suknia na ramiączkach z delikatnym dekoltem, co do
której wiedziałam, że będzie idealnie współgrać z srebrnym naszyjnikiem i
kolczykami, które posiadałam jako jedne z niewielu w swojej kolekcji biżuterii.
Buty z kolei to niezwykle wygodne czarne czółenka na pięciocentymetrowym
obcasie. Przede wszystkim zamierzałam wyglądać elegancko.
- Myślę, że olśnisz
tam wszystkich – powiedziała Ginny, kiedy po zakupach siedziałyśmy z ciastem i
kawą w kawiarni. – Ciekawe, czy będą tam mówili po angielsku – zastanowiła się,
nabierając widelczykiem pierwszy kawałek ciasta czekoladowego. – Jak znam życie
to Malfoy mówi płynnie po francusku.
- Pewnie tak –
pokręciłam oczami. Sama nie potrafiłam powiedzieć po francusku nic więcej niż bonjour
i je m’appelle Hermione.
- Francuski jest
taki seksowny – powiedziała z rozmarzonym wyrazem twarzy. – Matko, jeśli on
mówi po francusku to powiedz mu, że ma codziennie do mnie przyjeżdżać i mówić
do mnie przed snem.
- Myślę, że Harry
byłby zachwycony – uniosłam prawą brew. Ginny jedynie wzruszyła ramionami. Nie
wyglądała na przesadnie smutną, ale coś w jej zachowaniu kazało mi myśleć, że u
nich nie wszystko było w porządku. – Chcesz o czymś pogadać?
- Nie, nie – odparła
szybko, może zbyt szybko. Nie patrzyła jednak na mnie, tylko na swoje ciasto.
Wyglądała jednakże na dość radosną więc stwierdziłam, że być może doszukiwałam
się problemu nie tam, gdzie powinnam.
Przez chwilę jadłyśmy w milczeniu. Ginny
zawsze była bardzo radosną osobą i w tamtym momencie również nie sprawiała
wrażenia kogoś pogrążonego w smutku, jednak częste lata spędzone w jej
towarzystwie wyczuliły mnie na najdrobniejsze bodźce.
- Czułaś, że z Ronem
wasz związek się psuł? – zapytała nagle. – Nie zrozum mnie źle. Wiesz, myślę,
że kocham Harry’ego, tylko... no spójrz na mnie – wskazała bezradnie na swój
wózek. – Czy to jest życie jakiego mógłby chcieć ktoś taki jak Harry Potter?
- Ginny, bierzecie
ślub, to nie była tylko twoja decyzja. Czemu teraz myślisz, że nie jest to coś,
czego chciałby Harry?
Zamyśliła się przez chwilę.
Wpatrywałam się w nią dość przenikliwym wzrokiem.
- Myślę, nie, ja
wiem, że Harry mnie kocha. Ale czy to wystarczy? – westchnęła. – Przepraszam,
czasami tak mam, że jednak... sama nie wiem... Wiem, że już o tym rozmawiałyśmy, ale myślę, że Harry mógłby mieć niemal każdą
dziewczynę, a mimo to jest ze mną.
- Ginny – złapałam
ją za rękę. – Gdyby Harry chciałby mieć każdą dziewczynę, z pewnością by ją
miał. Ale nie chce – pokręciłam głową. – Harry chce tylko ciebie.
- Dzięki Hermi –
odwzajemniła mój uścisk. – I przepraszam, że tak marudzę. Może lepiej
porozmawiajmy o tobie i Malfoy’u – dodała z dość rozbawionym spojrzeniem.
- Gdyby było jeszcze
o czym opowiadać – podsumowałam. – Kiedy u niego nocowałam to...
- Ah, czyli jednak
jakieś pikantne szczegóły – uniosła brew. – Zamieniam się w słuch.
- Jesteś
niereformowalna – pokręciłam oczami. – W jego łazience było całkiem sporo
damskich rzeczy, myślisz, że on może niedawno zerwał z jakąś dziewczyną?
- Uważasz, że
próbuje się do ciebie zbliżyć, bo wyznaje zasadę, że na nieszczęśliwą miłość
najlepsza jest nowa?
- Niczego takiego
nie zasugerowałam – pokręciłam głową. – Chodzi mi tylko o to, czy myślisz, że
może... może jest jakiś zraniony i... sama nie wiem...
- Całe życie go
nienawidziłaś, prawda? – zapytała ostrożnie.
- Wiesz dobrze, że
to nie tak – pokręciłam głową. - To
zabawne, ale kilka dni temu nie mogłam się do niego dodzwonić i zaczęłam się o
niego martwić – westchnęłam. – A mimo wszystko wiem, że to jest Malfoy, że
właściwie czemu mnie to tak zmartwiło...
- Nie sądzisz, że
zainteresowałaś się kwestią damskich kosmetyków w jego łazience głównie przez
to, że uważasz, że też mu się nie poszczęściło w miłości i uważasz, że
jesteście dość podobni generalnie?
Początkowo zamierzałam się roześmiać
po tej wypowiedzi Ginny, ale wydawało mi się, że miała rację.
- Uważam, że to
Blaise powinien mnie bardziej intrygować – oznajmiłam szczerze.
- Chciałabym poznać
kogoś, kto ma wpływ na to, co go intryguje – skwitowała.
Wkrótce skończyłyśmy rozmowę na
temat Malfoy’a, Harry’ego i Blaise’a, w zamian za to dowiedziałam się nieco
więcej na temat ostatnich wydarzeń w życiu rodziny Weasleyów i Potterów,
rodziców Harry’ego. Z rodziną rudzielców nie spotykałam się zbyt często głównie
ze względu na łączącą mnie z Ronem przeszłość, jednak wiedziałam, że gdybym
przebywała w tym samym pomieszczeniu co mój niedoszły mąż, nie czułabym żalu.
Gdyby pragnienia Rona do posiadania rodziny uwypukliły się w tamtym momencie, z
pewnością byłabym gotowa na to, by pójść taką drogą, wcześniej jednak nie było
takiej możliwości.
Było już dość późno, kiedy odwiozłam
rudowłosą do jej domu. Na podjeździe stał samochód Harry’ego, dlatego
przyjaciółka próbowała mnie namówić do tego, żebym ich odwiedziła, jednak
uznałam, że – biorąc pod uwagę naszą rozmowę w kawiarni – lepiej by było, aby
spędzili wieczór tylko we dwoje. No dobrze, we troje, Zgredek w końcu także
zasługiwał na bycie wspomnianym.
Kiedy w końcu znalazłam się w swoim
domu, spojrzałam na telefon komórkowy, którego zapomniałam zabrać ze sobą. Nie
było jednak żadnych nieodebranych połączeń. Nie przejęłam się jednak faktem, że
czekał na mnie samotny wieczór.
~*~
Czas, który pozostawał do wyjazdu do
Brukseli, niezwykle szybko się kurczył. Nie rozmawiałam z Malfoy’em, co mnie
dość mocno dziwiło i zaczęłam się zastanawiać, czy faktycznie mam z nim lecieć,
jednak – co było dla mnie niezwykłym zdziwieniem – podczas pracy na budowie u
Aarona i Isabel, mąż blondynki sam rozpoczął rozmowę na temat zbliżającego się
wyjazdu mojego i jego szwagra. W przeciwieństwie do Ginny nie zachowywał się
jakby wszystko prowadziło do jednego, jednak zdawałam sobie sprawę, że z
pewnością musiało się to dla niego wydawać dziwne, że Malfoy zamierzał mnie
zabrać ze sobą. Miał jednak w sobie tyle taktu, że nie skomentował tego aspektu
w żaden sposób. Choć miałam dość dużo pracy, to jednak udało mi się poświęcić
go trochę na pogawędkę z Aaronem. Szczerze powiedziawszy, od czego powinnam
zacząć, byłam bardzo zdziwiona, że najwidoczniej siostry Mafoy’a wiedziały o
tym, że miałam mu towarzyszyć. Czułam się dość dziwnie z tego względu zważywszy
na fakt, że podczas jedynej wizyty u Malfoy’ów przyszłam tam z Blaisem.
W czwartek przed wyjazdem
postanowiłam zadzwonić do Malfoy’a – mimo wszystko zaczęłam się zastanawiać,
czy jednak nie zmienił zdania. Niestety nie odebrał.
Wieczorem tego samego dnia
otrzymałam jednak wiadomość.
Przyjadę po ciebie w sobotę.
To był pierwszy kontakt, jaki ze mną
nawiązał od dwóch tygodni. Nie lubiłam się negatywnie nastawiać, jednak
zaczęłam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam, że zgodziłam się na jego
propozycję. Czułam się w pewnym stopniu wykorzystana przez niego, chociaż sama
nie wiedziałam dlaczego.