sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział II

- Zawołaliście lekarkę? – rzuciła przez ramię, chociaż chłopak i tak nie mógł jej usłyszeć. Nie przejmowała się, że była w szlafroku i miękkich kapciach, a włosy, którym zawsze pozwalała odpoczywać nocą, powiewały każdy w inną stronę.
   Zabiniemu z trudem udawało się zrównać z nią kroku. W głębi serca była mu bardzo wdzięczna, że po nią przybiegł. Ginny była dla niej jak siostra i nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby cokolwiek poważnego jej się stało… w końcu przecież ponosiła winę, przynajmniej tak się czuła. Mogła pójść na tą głupią imprezę!
- Poczekaj! – nagle poczuła mocny uścisk na ramieniu. Była niezwykle zdeterminowana i chciała jak najszybciej znaleźć się w Pokoju Życzeń.
   Rzuciła mu wyzywające spojrzenie.
- Granger – warknął. Mierzyli się wzrokiem, kiedy nagle Hermiona wyszarpnęła się z uścisku. – Granger, uspokój się!
   Nie zamierzała na niego czekać. Każda sekunda była cenna. Gdy była już przed wysokimi drzwiami prowadzącymi do Pokoju Życzeń, zatrzymała się. Zacisnęła dłonie w pięści i zmrużyła oczy, wzdychając głośno. Serce biło jej nienaturalnie szybkim rytmem, a nogi zdawały się być jak z waty.
   Zabini zdążył dobiec do niej, zanim weszła do rozległego pomieszczenia. Nie zaszczyciła go nawet subtelnym spojrzeniem.
   Z przerażeniem wpatrywała się w tłum stojący przed schodami, które znajdowały się przy prawej ścianie. Nieco podpici, ale jednocześnie elegancko ubrani uczniowie, gdy tylko ją zobaczyli, przesunęli się tak, że mogła zobaczyć…
- Ginny – wyszeptała.
- Proszę się przesunąć, proszę zrobić mi miejsce! – do pomieszczenia wbiegła zdenerwowana lekarka, pani Pomprey. Minęła Hermionę, popychając ją delikatnie. Dziewczyna zachwiała się, niemal tracąc równowagę, jednakże w ostatniej chwili silne ręce Blaise’a uchroniły ją przed spotkaniem z zimną posadzką. Skinęła głową w geście wyrażającym podziękowanie i pobiegła do lekarki.
- Czy mogę jakoś pomóc? – wyszeptała.
   Czuła na swoich plecach wzrok zgromadzonych uczniów, ale starała się tym nie przejmować.
- Tak – pani Pomprey skinęła głową, ale jej wzrok skupiony był na twarzy rudowłosej. Dziewczyna na pierwszy rzut oka nie odniosła żadnych obrażeń, co oczywiście było dalekie od prawdy. – Czy ktoś zadzwonił po pogotowie?! Nie jesteśmy w stanie ocenić uszkodzeń, konieczne jest przewiezienie do szpitala! – starała się brzmieć surowo, ale Hermiona zauważyła jej trzęsące się ręce i nieco załamujący się głos.
   Szatynka przykucnęła obok Ginny i spojrzała na lekarkę. Znała zasady pierwszej pomocy, jednak zachowanie zimnej krwi w takiej sytuacji nie należało do najłatwiejszych.
   Szybko się jednak zreflektowała. Nie mogła postępować jak przestraszone dziecko! Pomogła lekarce ustabilizować głowę rudowłosej, podkładając pod nią marynarkę, którą podał jeden z uczniów. Zabini, chociaż nigdy nie należał do grona bliskich znajomych ani Hermiony, ani Ginny, to jednak poczuwał się w obowiązku – jako jeden z niewielu trzeźwych na sali -  również pomóc. Wiedział, że zgromadzony tłum był tam kompletnie niepotrzebny i mógł jedynie przeszkadzać, dlatego też, w mało kulturalny sposób, starał się wszystkich wygonić z Pokoju Życzeń.
   Hermiona w tym czasie pomogła również ustabilizować nogi Ginny. Dziewczyna była ciągle nieprzytomna.
- Pogotowie już jedzie – oznajmił Blaise. Granger wzdrygnęła się, słysząc jego donośny głos przeszywający przerażającą ciszę.
   Pani Pomprey skinęła jedynie głową narzucając na Ginny swój szlafrok.

~*~*~*~

- To moja wina… - wyszeptała Hermiona, zsuwając się po zimnej ścianie. Podkurczyła nogi pod brodę i objęła je matczynym gestem. Drżała na całym ciele, a jej rozpaczliwy szloch roznosił się po pomieszczeniu.
- Granger! – nie zareagowała. Była kompletnie przerażona. Widząc, jak ratownicy zabierali jej przyjaciółkę i przenosili na noszach do karetki był wstrząsający do tego stopnia, że straciła możliwość racjonalnego myślenia. – Granger – ciemnowłosy chłopak pochylił się nad jej skuloną postacią i westchnął. Spojrzała na niego z bólem w oczach. Pokręcił jedynie głową i zaczął się zastanawiać nad tym, co się działo ze światem, skoro musiał odgrywać jaśnie wielkiego bohatera, który pociesza płaczącą Granger.
- Blaise! – ożywiła się i nagle wstała. Chłopak zmarszczył czoło, kompletnie zdezorientowany, ale również wyprostował nogi. Wsunął ręce do kieszeni i oparł się o ścianę.
- Tak?
- Ja oczywiście rozumiem, jeśli to jest dla ciebie problem… - otarła wierzchem rękawa szlafroku łzy, które zdobiły jej policzka. – Mogę zadzwonić po taksówkę, ale… czy mógłbyś mnie zawieźć do szpitala?
   Wpatrywał się w nią przez chwilę. Wyglądała beznadziejnie, jakby przyszło jej cierpieć nie od kilkudziesięciu minut, ale dni. Gdyby to była inna sytuacja to mógłby stwierdzić, że w pluszowym szlafroku z rozwichrzonymi włosami wyglądała uroczo, ale zaróżowione policzka i ślady łez dodawały jej pewnego rodzaju… tragizmu. Jednak, jak przystało na prawdziwego mężczyznę – którym Blaise niewątpliwie się czuł – był kompletnie bezradny, gdy przyszło mu się zmierzyć z kobiecymi łzami. Westchnął więc ciężko i szepnął:
- Jasne.
   Delikatny uśmiech zabłądził na jej ustach.
- Tylko się przebierz – stwierdził sucho, mierząc ją zainteresowanym wzrokiem. Zarumieniła się i schowała ręce do miękkich kieszeni szlafroka.

~*~*~*~

   Od kilkunastu minut siedział w poczekalni i ściskał w dłoni zgniecioną ulotkę, którą zabrał ze stolika. Spoglądał co jakiś czas na zegarek, wzdychając. Towarzysząca mu Granger chodziła nerwowo po wąskim korytarzu, a czekający w kolejce pacjenci zerkali na nią ze zdziwieniem przeplatanym współczuciem.
   Taka młoda, a musi mierzyć się z problemami zdrowotnymi bliskich.
   Ręce schowała w kieszeni ciepłej bluzy, zaciskała je jednak w pięści. Wszystko było kompletnie inaczej, niż być powinno!
- Czy jest tutaj ktoś z rodziny panny Ginervy Weasley?
   Szatynka zatrzymała się nagle i przełknęła głośno ślinę.
- Ja jestem jej przyjaciółką…
- Przykro mi – ciemnowłosa kobieta pokręciła głową i zerknęła na trzymane w ręku notatki. – Informację mogę przekazać jedynie członkom rodziny, sprawa jest dość poważna i pragnęlibyśmy kontaktu z nimi, lecz niestety nie jesteśmy go w stanie uzyskać. Przepraszam – odchrząknęła – ale muszę panią opuścić. Jeśli pojawiłaby się osoba bliska panny Ginervy, to proszę o niezwłoczny kontakt ze mną.
   Zniknęła za drzwiami jednej z sal, a szatynka usiadła na krześle i schowała głowę w dłoniach. Blaise jedynie pokręcił oczami na ten widok.
- Granger – zmusił się do wysiłku i przesiadł trzy krzesła dalej. Dziewczyna spojrzała na niego załzawionym wzrokiem.
   Sam się sobie dziwił. Od zawsze go uczono, że należy samemu sobie radzić z problemami, a jeżeli ktoś obcy jest w potrzebie… zignorować go. Chyba, że mógłby być z tego jakikolwiek zysk. Tymczasem siedział bezinteresownie z rozbeczaną Granger, z którą wcześniej nie zamienił więcej niż dziesięciu zdań.
- Przepraszam… - wyszeptała i starła łzy.
- Mówiłem ci już w samochodzie, że to nie jest problem, naprawdę – zapewnił, chociaż sam nie wiedział kogo chciał przekonać.
- Nie za to – westchnęła. – Źle cię oceniłam, Blaise. Jesteś całkiem w porządku – nie miała pojęcia dlaczego to mówiła, być może powinna zachować uwagi dla siebie, ale jednocześnie zdawało się, że przez pomoc chłopaka należało mu się coś więcej niż tylko suche przepraszam.
   Uśmiechnął się delikatnie. Siedzieli przez pewien czas w ciszy.
- Przynieść ci coś do jedzenia?
   Pokręciła głową.
- Już i tak dość dużo dla mnie zrobiłeś. Ja skoczę… chcesz kawę, herbatę…
   Wiedział, że jedyne co byłaby w stanie znaleźć to automat, który nie oferował napojów wysokiej jakości, lecz ze względu na dość późną porę – zbliżała się pierwsza w nocy – czuł się dość senny.
- Kawę.
   Uśmiechnęła się mało przekonująco i poszła na koniec korytarza, gdzie znajdowało się wyjście na hol. Zauważyła stojący niedaleko drzwi - prowadzących na inny oddział - automat z napojami, a obok z przekąskami, ale postanowiła jeszcze pójść do toalety. Rozłożyła szeroko ręce opierając je na umywalce, po czym spuściła głowę. Zaczęła oddychać głęboko i przemyła twarz zimną wodą. Gdy spojrzała we własne odbicie, wzdrygnęła się.
- Dziwne, że Zabini nie zwiał – zaśmiała się. Nigdy nie słyszała o tym, aby przesadnie interesował się dziewczynami, chociaż sama wolała nie skupiać się na życiu innych tylko własnym, ewentualnie jeśli jakieś informacje dotarły do jej uszu to po prostu je grzecznie przechowywała, bez przekazywania dalej. Chłopak należał niewątpliwie do tych lepszych w szkole, chociaż, zdawało jej się, raczej przez wzgląd na zawiązane przyjaźnie niż własny charakter. W końcu gdyby był takim zapatrzonym w siebie narcyzem, to dlaczego by jej pomagał? Dodatkowo w takim stanie…
   Poprawiła burzę rozczochranych włosów. Kiedy uznała, że prezentuje się znośnie, wyciągnęła drobne z kieszeni dżinsów. Wzięła kawę dla Blaise’a, gorącą czekoladę dla siebie i dwa czekoladowe batoniki.
- Proszę – wręczyła chłopakowi ciepły kubeczek.
- Weasley’owie weszli do gabinetu – powiedział, kiedy usiadła obok. Wyraz twarzy dziewczyny diametralnie się zmienił. Początkowo zdawała się być pozytywniej nastawiona do wszystkich i wszystkiego, ale kiedy tylko wymienił nazwisko Ginny, zamarła.
- Dziękuję.
   Uniósł prawą brew do góry. Dziwna ta Granger, dziękowała za kompletnie nic nie znaczącą informację.
   Nie zdawał sobie z tego sprawy, ale był dość głodny. Batonik co prawda nie pomógł, jedynie przypomniał o pustym żołądku.
   Dziewczyna zerwała się z miejsca, niemal wylewając swoją czekoladę, kiedy tylko drzwi się otworzyły i wyszła przez nie Molly Weasley wraz z mężem. Wyraz jej twarzy powiedział wiele, może nazbyt.
- Co z Ginny?
   Molly wtuliła się w ukochanego. Artur objął żonę i westchnął.
- Istnieje możliwość, że nie będzie mogła chodzić.

~*~*~*~

   Przez całą drogę powrotną nie odezwała się nawet słowem. Zabini pokonywał dość długą trasę w zadziwiająco szybkim tempie, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że był szczęśliwym posiadaczem najnowszego Audi* to właściwie zdziwienie powinno jednak odejść w zapomnienie.
   Słowa pana Artura rozbrzmiewały jej w głowie. Istnieje możliwość, że nie będzie mogła chodzić. To przecież niemożliwe! Ginny uwielbiała siatkówkę i sport sam w sobie. Każdy wróżył jej świetlaną przyszłość, dziewczyna nie mogła tak po prostu przestać chodzić! Dobrze… mogła, ale…
- Granger, dobrze się czujesz?
   Zmarszczyła czoło i przetarła łzy. Zaklęła w duchu. Zachowywała się jak rozbeczane dziecko, Zabini już po raz trzeci niemal zobaczył ją w stanie załamania psychicznego!
- Oczywiście.
- Słuchaj… - zawahał się. – Nic pewnego, jasne? Nic ci właściwie dokładnie nie powiedzieli, tylko to, co przypuszczają lekarze, a więc teoretycznie jest bardzo duża szansa, że jednak Weasley wykaraska się jakoś…
   Pokiwała głową. Gdyby tylko mogła to zostałaby w szpitalu – sama nie wiedziała w jakim celu; i tak nikt nie mógł jej wpuścić do Ginny – ale ciemnowłosy zamierzał już wracać do szkoły. Wcale mu się nie dziwiła, było jej jednak nieco głupio przez wzgląd na to, jak bardzo się dla niej poświęcił.
   Za szkołą znajdował się parking, a także garaże. Oczywiście nie wszyscy uczniowie mogli się pochwalić własnym pojazdem.
- Dziękuję Blaise – uśmiechnęła się szczerze, a chłopak skinął głową. Hermiona odwróciła się na pięcie i zamierzała odejść do własnego pokoju.
- Granger!
- Słucham? – zdziwiła się.
- Dziewczyno, ty wyglądasz jakbyś lada chwila miała zemdleć – zarumieniła się. Nie sądziła, że prezentuje się aż tak beznadziejnie. – Odprowadzę cię.
   Szli w milczeniu. Co jakiś czas zatrzymywali się aby sprawdzić, czy dozorca nie patroluje korytarzy. Zdawali sobie sprawę, że nauczyciele z pewnością zostali już poinformowani o zaistniałej sytuacji, ale woleli nie ryzykować szlabanem.
   Szatynka nie miała pojęcia skąd Zabini wiedział gdzie był jej pokój, ale starała się tym nie zaprzątać głowy.
- Jeszcze raz ci dziękuję – kąciki jej ust nieznacznie uniosły się do góry.
- Jestem tylko człowiekiem – wzruszył bezradnie ramionami – więc chyba dobrze, że jakieś tam przejawy człowieczeństwa we mnie są – zaśmiał się. Hermiona mu zawtórowała.
- Cieszę się, że myliłam się co do ciebie.
   Blaise uśmiechnął się.
- Dobranoc Granger! Weź coś na wzmocnienie – mrugnął prawym okiem i odszedł. Hermiona jeszcze chwilę patrzyła na jego malejącą postać, lecz po chwili zamknęła drzwi i zakluczyła.
   Czuła się niewyobrażalnie zmęczona.
   Kiedy tylko położyła się na łóżku, zasnęła w ubraniach.

~*~*~*~

   Obudziło ją pukanie do drzwi. Zerwała się gwałtownie, zrzucając kołdrę na ziemię. Miała okropny sen, w którym jej najlepsza przyjaciółka trafiła do szpitala…
   Przyłożyła drżącą rękę do ust, kręcąc głową. Dotarło do niej, że to wszystko było rzeczywistością.
- Hermiona, otwórz! – wzdrygnęła się. Czym prędzej jednak dobiegła do drzwi i wpuściła Harry’ego, któremu towarzyszył Ron.
- Dopiero niedawno się dowiedziałem – rudowłosy był kompletnie przerażony. Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. – Jak mogło mnie wtedy tam nie być…
   Harry zamknął drzwi i przysiadł obok przyjaciela. Szatynka oparła się o ścianę, skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na nich z bezradnością.
- Nie mam pojęcia co się stało – zaczęła, wzdychając. – Ale Zabini przybiegł po mnie i…
- Zabini! – wysyczał Weasley. Szatynka zmarszczyła czoło i zerknęła na Harry’ego, jakby szukała na jego twarzy wyjaśnienia.
- Chodzi o to – Potter zawiesił głowę – że najprawdopodobniej Ginny pokłóciła się z Malfoy’em i to z jego powodu… no wiesz…
  Niemal zakrztusiła się powietrzem. Draco Malfoy należał do jednej z najbogatszych rodzin w kraju. Jego ojciec piastował stanowisko Ministra Spraw Zagranicznych, a wcześniej wykładał historię myśli politycznej na Cambridge. Matka z kolei była pisarką, ale nie byle jaką. Zyskała miano następczyni Agaty Christie. Jej książki były napisane w sposób niezwykle przemyślany, nawet Hermiona musiała przyznać, że kobieta była wyśmienita. Co prawda wydawała taki osąd niechętnie, ale nie mogła odmówić geniuszu Narcyzie Malfoy. Panna Granger wiedziała także, że Malfoy miał dwie siostry, jednakże nie miała pojęcia w jakim wieku. I szczerze ją to nie interesowało.
- Uważacie, że Malfoy byłby skłonny do… popchnięcia Ginny? - pokręciła głową. – Przecież to absurd!
   Chłopak często wyśmiewał się z niej, ale przyjaciół raczej omijał. Atakował tylko wtedy, gdy bywała sama. Czyli dość często. Należał – niestety! – do bardzo inteligentnych osób, wiedział więc jak uderzyć słowami, aby bolało najmocniej.
- Nie uważamy, my to wiemy – warknął Ron. Zdawał się być przepełniony niewyobrażalnymi pokładami wrogości, które nigdy wcześniej go nie cechowały. – Nie byłem co prawda przy tym, bo w przeciwnym razie sam trafiłby do szpitala i to na oddział przyjmujący w stanie krytycznym.
- Więc nie masz pewno…
- Mam! – Ron spojrzał na nią wrogo.
- Owszem, nie było nas tam – Harry czuł, że przyjaciel działał pod wpływem zbyt wielu emocji i chociaż wcale mu się nie dziwił, to jednak domyślał się, jak musiała odbierać jego reakcje Hermiona. – Jednak było kilka osób, które nam wszystko opowiedziały. I nie, nie byli pijani, przynajmniej nie wszyscy – ubiegł jej pytanie. – Poza tym dowiedzieliśmy się od Neville’a, Padmy, Lavender, Cho… nie wiem co z tą informacją zrobią nauczyciele, sądzę tylko, że Malfoy powinien wylecieć…
- Tsa – mruknął Weasley. – Jego ojczulek, prócz oczywistych opłat, wspiera bezinteresownie tą szkołę, raczej ciężko będzie im znaleźć równie hojnego fundatora…
- Nie wszystko rządzi się prawa… - Hermiona wiedziała, jak naiwnie brzmiały jej słowa. Wielki świat nie miał w sobie nawet krzty sprawiedliwości.
- Jasne.
   Zamilkli. Po kilku minutach Harry stwierdził, że pójdą na śniadanie, natomiast dziewczyna obiecała dołączyć do nich po założeniu świeżych ubrań. Kiedy była już gotowa, spróbowała delikatnym makijażem zamaskować zmęczoną twarz. Wyglądała dużo lepiej, ale wewnątrz ciągle czuła przerażenie i najchętniej na cały weekend pojechałaby do szpitala, nie chciała bowiem przegapić nawet krótkiej informacji o stanie zdrowia przyjaciółki.
   Przed wejściem do stołówki zauważyła blond czuprynę znienawidzonego chłopaka. Poczuła nagły przypływ adrenaliny. Zacisnęła dłonie w pięści i przełknęła głośno ślinę. Malfoy opierał się o ścianę i wyglądał, jakby na kogoś czekał. Jak zwykle wyglądał dość elegancko, chociaż – co zdążyła już zauważyć wcześniej – biła od niego pewnego rodzaju gustowność, na mocy której nawet w dresie prezentował się wytwornie.
- Nie wiem co tobą kierowało – zaczęła pewnym i groźnym głosem, mierząc w jego tors palcem wskazującym – ale najpewniej osiągnąłeś swój cel. Kim trzeba być, aby próbować zniszczyć życie innego?!
   Nie przejmowała się przechodzącymi obok nich uczniami. Ci jednak najpewniej doskonale wiedzieli o zaistniałej sytuacji i współczuli szatynce, dlatego też starali się nie zwracać na parę głębszej uwagi.
- Granger, dysponujesz przestarzałymi danymi – uniósł prawą brew i zaśmiał się cynicznie. – Nigdy bym cię nie podejrzewał o taką porywczość ciągnącą za sobą głupotę, a tu proszę!
- Odpowiedz na moje pytanie – starała się być spokojna, co niestety słabo jej wychodziło. – Gdzie się podziało twoje człowieczeństwo?! Jesteś zwyczajnym dupkiem, gdyby nie swój ojciec byłbyś kompletnym zerem, taka jest prawda o tobie! Nie potrafisz nikogo szanować. Ktoś walczy o godne życie tylko dlatego, że ty…
- Moje człowieczeństwo – przerwał jej gwałtownie. Brzmiał niezwykle groźnie – umarło. Wiesz kiedy? Wraz z twoimi rodzicami.
   Poczuła cisnące się do oczu łzy, jednak postanowiła być silna. To był impuls, ale zacisnęła dłoń w pięść i z całej siły uderzyła chłopaka. Zachwiał się lekko i spojrzał na nią z furią w oczach.
- Matka nie nauczyła cię kultury? A, zapomniałem! Nie zdążyła!
   Chciała uderzyć po raz kolejny, ale tym razem chłopak był przygotowany na cios. Zablokował jej ręce, łapiąc w nadgarstkach.
- Istnieje jeszcze jakiś podział na tym zasranym świecie, Granger. Reprezentujesz niższą warstwę, nie zapominaj o tym – po wypowiedzeniu tych słów puścił szatynkę i odszedł, troskliwym ruchem masując obolały policzek.
   Hermiona nie hamowała już wtedy swoich łez.


_________________
* dokładniej rzecz biorąc to Audi A6 C5. Po raz pierwszy pojawiły się w 1997 roku.

14 komentarzy:

  1. Boskie! Świetne! Cudowne!!! Pierwszą reakcją na to, że Ginny może nie móc chodzić było "O, Boże!", zaś drugą "No pewnie nie będzie mogła chodzić, ale Blaise okaże się super słodki i się nią zaopiekuję". Moja wyobraźnia. :D
    Jak na razie Malfoy to straszny dupek! Oby się to szybko zmieniło :)
    A co do Agathy Christie to super nawiązanie ;) Osobiście kilka jej książek pożyczyłam od mamy w poprzednie święta, kiedy nie miałam czego czytać i najbardziej mi się podobało "I nie było już nikogo" Naprawdę super :)
    Czekam na następną notkę,
    życzę weny,
    pozdrawiam
    i śle miliony całusów,
    Jenna Chase :* xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka też znalazłam chwilkę i postanowiłam wpaść do Ciebie.I patrzę kolejne opowiadanie Dramione.Super kolejne w mojej kolekcji :) Przyznam, że cieszę się, że każde się czymś różni i jest samo w sobie wyjątkowe.Twoje tym bardziej :) Nawiązując do opowiadania fajnie, iż twoje rozdziały są dłuższe można się lepiej wgłebić w uczucia bohaterów i nie ograniczasz się w opisach co też jest wielką zaletą.Patrząc na niektóre opowiadania gdze opis kończy się na "to był duuży fioletowy pokój" xD Super piszesz i czekam na next więc również proszę o informowanie mnie o kolejnych rozdziałach
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam chwilę między nauką i przeczytałam!
    Fajnie, fajnie!Serio spodobało mi się.
    Wybacz, że się nie rozpisuję ale nie ma weny :/
    Czekam na nn
    http://skryte-dramione.blogspot.com
    pozdrawiam i weny
    Avis

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny, swietny i jeszcze raz świetny!!!! Bardzo mi sie podoba, no moze oprócz tego ze Ginny jest w szpitalu ;(
    Blaise u Ciebie jest taki słodki i miły! Mam nadzieje ze ta ,,dobra" znajomość miedzy nimi bedzie jeszcze trochę trwała. Moze Hermiona dzieki niemu przybliży sie do Malfoya?
    A i dlaczego Hermiona nie ma rodziców?!! Czy juz wcześniej o tym wspominałas czy dopiero w tym rozdziale bo teraz zauwazylam i nie mogłam sobie przypomnieć czy juz o tym pisalaś. Ale to bez różnicy :)
    Pozdrawiam i zycze ogromnej weny!!

    OdpowiedzUsuń
  5. CO!?!?!?
    Ginny w szpitalu!? W dodatku przez Malfoy'a!
    Ale jak to?!
    Jeśli by to ode mnie zależało, to zrobiłabym w tym opowiadaniu paring Hermiony i Blaise'a, bo Dracona tu szczerze znienawidziłam. ;C Jak można być takim bezuczuciowym!?
    Ale Blaise jest kochany... <3
    Jak to rodzice Hermiony nie żyją?! ;c Kiedy? Gdzie?! :(((
    Kiedy nowy rozdział?!
    Czekam z niecierpliwością!

    Pozdrawia serdecznie, życzę weny i przesyłam buziaki! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego rodzice Miony nie żyją? ;cccc
    http://milosc-zwycieza-nawet-nienawisc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurde przykro, że Ruda trafiła do szpitala przez Draco. Podoba mi się, że Draco nie jest tutaj przesłodzony, wiele pisarek opisuje Draco jako słodkiego cukiereczka od pierwszych rozdziałów tutaj jest inaczej. No i mój ukochany Blaise.
    Szkoda rodziców Hermiony :(
    Czekam na nowy rozdział!
    **
    http://dramione-dwa-bieguny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam!!! Rozdział przeczytałam od razu, kiedy go opublikowałaś, ale nie miałam czasu go skomentować i potem zapomniałam, że go nie skomentowałam. Jeszcze raz przepraszam, że robię to dopiero teraz :(
    Rozdział świetny! Blaise był tutaj taki kochany! Mam nadzieję, że Hermiona będzie się z nim częściej widywała. I to straszne, co stało się z Ginny. Mam nadzieję, że jednak będzie dobrze. I zastanawia mnie, co się stało z rodzicami Hermiony. Nwm czy coś przegapiłam, ale wydawało mi się, że wszystko było z nimi dobrze. Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału :)
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    Maggie Z.

    PS. Jeszcze raz przepraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Zwykle, w każdym opowiadaniu darzę dużą sympatią Blaise'a, niezależnie od tego czy jest "czarnym charakterem", czy też tym "białym", dlatego bardzo się cieszę, że będzie występować u Ciebie, w dodatku, jako ten dobry! :) Miło, że okazał się pomocny zwłaszcza w takiej sytuacji. Bardzo podobał mi się ten fragment :).
    Draco Malfoy, cóż początek, a on mnie powolutku zaczyna drażnić, ale mimo wszystko go kocham. Od zawsze mam problem, że lubię go, ale często jednocześnie nie znoszę. :D
    Jego zachowanie było nie na miejscu, po prostu bezczelne.
    Coś od początku zbyt często mnie zaskakujesz :), tym razem fragmentem zadziwiającym i zarazem tragicznym: Malfoy zepchnął Ginny ze schodów! Pytanie: Co nim kierowało i czy to prawda?
    Czekam na kolejny rozdział, szczerze to bardzo mnie intryguję, co i jak dalej?
    Pozdrawiam,
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział bardzo mi się podobał. Jest genialny! Mam nadzieje, że Ginny szybko wyjdzie ze szpitala i w pełni wróci do zdrowia ;) Cieszę się, ze Draco w końcu się pojawił xD Podobało mi się, jak Hermiona na niego naskoczyła i go spoliczkowała :D Na razie Draco jest podłym dupkiem, ale mam nadzieję, że to się zmieni (: Pozdrawiam (~.^)
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziewczyno! Potrafisz przedstawić to wszystko w taki sposób, że mi aż słów brakuje żeby to opisać. Od jakiegoś czasu mam fazę na filmy typu "teen movie" i tu proszę! Dostaję od Ciebie moją ulubioną książkę, przekształconą w podobny sposób. Ideał! Strasznie źle czuję się z tym, że Ginny może nie chodzić. Pocieszeniem jest to, że Zabini nie okazał się być złośliwym dupkiem, jednak nadrobił to za niego Malfoy. Będziesz miała ciężkie zadanie, aby zmienić Malfoy'a, bo ja w tym rozdziale zdążyłam go znienawidzić...

    OdpowiedzUsuń
  12. No wiesz ty... Co ty zrobiłaś z moim Malfoyem? On nie może być tak zły, jak sądzi Hermiona... Biedna Ginny, współczuję jej...
    Weny,
    Dravelia

    OdpowiedzUsuń