Hermiona od samego początku czuła, że sprawa
z Malfoy’em nie wygląda dokładnie tak, jak przedstawiła ją Ginny. Nie miała
pojęcia dlaczego rudowłosa postanowiła kłamać, czy po prostu zachować część
prawdy tylko dla siebie, ale czuła jednocześnie, że była winna przyjaciółce
sprawiedliwość. Panna Weasley najpewniej musiała mieć własne powody, być może
mogłoby to ją w jakikolwiek sposób obciążać lub – w co Granger była skłonna
uwierzyć – Malfoy znalazł bardzo czuły punkt u Ginny i postanowił ją
szantażować. Nie mniej jednak przyjaciółka miała, być może, jeździć na wózku i
szatynka nie zamierzała pozwolić Malfoy’owi na ucieczkę od konsekwencji.
Przez cały tydzień jednak nie miała czasu,
aby spokojnie rozważyć wszystkie możliwości i wymyślić sposób, w jaki mogłaby
odkryć prawdę. Wiedziała, że - z pozoru nielogicznie - jest jednocześnie i sprytna, i zbyt mało
spostrzegawcza, więc nie chciała bawić się w detektywa tylko po to, aby narazić
się na pośmiewisko. Widząc jednak szydercze uśmiechy, które posyłał jej blondyn
podczas posiłków w stołówce, rosła w niej chęć zemsty. Była zawsze niezwykle
spokojną osobą, tym bardziej dziwiła się własnymi reakcjami, ale po części
zrzucała to na zbliżające się końcowe egzaminy, które miały zadecydować o przyszłości.
Kiedy w piątek, dokładnie tydzień po nieszczęśliwym wypadku, usiadła w
stołówce wraz z Harry’m i Ronem, i zauważyła wchodzącego Malfoy’a, który wraz
ze swoimi przyjaciółmi zajął miejsce kilka stolików dalej, początkowo starała
się na niego nie zwracać uwagi. Ron jednak, gdy tylko widział blondyna,
zaciskał dłonie w pięści, jednak miał jeszcze w sobie dostateczne pokłady
kontroli.
- Najchętniej
zrobiłbym mu operację plastyczną tej parszywej buźki – warknął. Hermiona
westchnęła. No to tyle po samokontroli. Wcale się jednak przyjacielowi nie
dziwiła – spośród ich trójki tylko Harry zdawał się całkowicie wierzyć w wersję
Ginny, chociaż – jak sam przyznawał – miała pewne znaczące luki.
- Ron, nie mogę
zrozumieć jednego zadania z fizyki… - zaczęła, próbując odciągnąć myśli
rudowłosego przyjaciela od nieprzyjemnego tematu. Sama oczywiście podzielała
jego chęci wykazania się jako chirurg, chociaż nie mogła tego przyznać głośno.
– A najdziwniejsze jest to, że to z drugiej klasy, wszystkie polecone przez
profesorów zdążyłam już przerobić, tylko to jedno…
- Jasne – skinął
głową. Po chwili westchnął i spojrzał na własny talerz.
- Czyli jutro
jedziemy do Ginny, tak? – zapytał Harry, uważnie lustrując twarz szatynki. Nie
był jeszcze u rudowłosej mimo, że tak często zaznaczał, jak ważne jest dla
niego zobaczyć przyjaciółkę. Hermiona spojrzała na niego smutno, ale kiwnęła
głową.
Do końca obiadu nie odezwali się do siebie.
Hermiona skończyła jako pierwsza i oznajmiła, że zamierza jeszcze raz przyjrzeć
się zadaniu i jeśli tym razem jej się nie uda, to przyjdzie do Rona. Zanim
wyszła, spojrzała na stół, przy którym siedział Draco Malfoy wraz z Blaisem,
Pansy, Crabbem i Vincentem. Blondyn wyczuł doskonale, kiedy szatynka patrzyła
na niego i zerknął prosto w jej oczy. Uniósł prawą brew i posłał jej cyniczny
uśmiech. Zmarszczyła gniewnie czoło i wyszła, nie zaszczycając już nikogo nawet
subtelnym spojrzeniem.
Kiedy zniknęła za drzwiami, westchnęła
głęboko. Wiedziała, że nie miała łatwego zadania… ale z drugiej strony była
Hermioną Granger. Nigdy się nie poddawała.
Oczywiście nie było żadnego zadania. Serce
panny Granger biło co prawda tylko dla matematyki, ale nie mogła powiedzieć,
aby fizyka była dla niej czarną magią. Już od kilku miesięcy rozwiązywała
mnóstwo zadań, więc czuła, że jeśli jakimś cudem wszystko nie wyleci z jej
głowy, to nie będzie tak źle.
Postanowiła jednak odwiedzić bibliotekę. Nie
liczyła na żaden cud czy też nadzwyczajne natchnienie – lubiła tam przebywać,
ponieważ wśród książek czuła się bezpiecznie. Poza tym rozpoczął się weekend,
więc uczniowie niekoniecznie myśleli o nauce, dlatego też biblioteka była
wówczas rzadko odwiedzanym miejscem, a jednak spokoju panna Granger pragnęła
nade wszystko.
Przywitała się grzecznie z bibliotekarką,
wymieniając przy okazji opinie na temat najnowszej książki Narcyzy Malfoy,
którą pani Pince już od samego początku pokochała. Hermiona niekoniecznie
pragnęła w tamtym momencie rozmowy o kimkolwiek, kto nosiłby nazwisko Malfoy,
ale nie zamierzała być niegrzeczna tym bardziej, że jeśli ktokolwiek w szkole
pałał od niej sympatią, to byli to profesorowie czy też bibliotekarka. Szatynka
skończyła najnowszą powieść Narcyzy i uważała, że akurat tym razem pewne wątki
były nielogiczne, chociaż nie miała pojęcia, czy mówiła to ze względu na fakt, że
wierzyła w swoje słowa, czy też dlatego, że chciała w jakimś stopniu zrobić na
złość wiecznie perfekcyjnemu Malfoy’owi. W pewnym momencie do bibliotekarki
przyszła profesor McGonagall prosząc panią Pince o znalezienie odpowiednich
książek na poniedziałkowe zajęcia dla drugiej klasy, więc Hermiona, pożegnawszy
się uprzednio, poszła na sam koniec dużego pomieszczenia. Znajdowało się tam
kilka stolików i krzeseł, szatynka miała nawet ulubione miejsce, które zakryte
było niemal całkowicie przez regały i oferowało całkowitą ciszę. Niedaleko było
długie okno i Hermiona lubiła czasami siadać na parapecie, czytać książkę lub
wpatrywać się w błonia, na które miała wówczas doskonały widok. Oczywiście
takie zachowanie nie zyskałoby aprobaty bibliotekarki, jednak na całe szczęście
panna Granger była skutecznie broniona przez liczne regały.
Wówczas wybrała pierwszą lepszą książkę z
najbliższej półki i zaczęła ją kartkować. Podparła głowę na dłoni i
beznamiętnym wzrokiem lustrowała kolejne stronice. Nie zwracała uwagi na
treść, a drobny druk zdawał się układać przypadkowe słowa w dziwnej kolejności.
Westchnęła głęboko, pokręciła głową i schowała twarz w dłoniach. Lśniące
brązowe włosy osunęły się i stworzyły dodatkową osłonkę. Kilka minut później,
gdy zamierzała wyjść, dziwna rozmowa pomiędzy dwoma osobami schowanymi za
jednym z regałów zwróciła jej uwagę. Szanowała prywatność, ale pamiętając o
wypadku sprzed tygodnia, nazwisko Ginny, które niejednokrotnie zostało
wymienione, zachęciło ją do przysłuchiwania się.
- Jak myślisz,
Malfoy wywinie się?
Zaczęła szybciej oddychać. A więc słusznie
podejrzewała, że Malfoy nie był bez winy.
- Oczywiście, a
czy jego starzy kiedykolwiek dopuścili by do tego, żeby splamić jego imię?
Starała się poruszać niemal bezszelestnie.
Co prawda słyszała wymianę zdań pomiędzy dwoma osobnikami, ale mówili dość
cicho, a nie chciała przegapić nawet drobnej informacji. Wyciągnęła z półki na
wysokości swojej głowy kilka książek, jednak nadal tyle, aby pozostać
niezauważoną. Stanęła bliżej regału i nasłuchiwała.
- Myślę, że w
pewnym momencie ktoś sypnie…
Kiedy odwróciła delikatnie głowę
spostrzegła, że stał tam Gregory i Vincent. Wydawali się być niezwykle
poruszeni i jakby wystraszeni. Tak bardzo martwili się o bezlitosnego kumpla?,
przemknęło przez jej myśl.
- Kto? Ruda
doskonale wie, gdzie jest jej miejsce i nie będzie wsypy.
Hermiona zacisnęła pięści.
- A Granger?
- Co z nią?
- Widziałeś, jak
ciska gromami w Draco. Ewidentnie musi czuć, że coś nie gra…
- Daj spokój! –
Gregory niemal krzyknął, w porę się jednak zreflektował. Był ewidentnie
rozbawiony, a Hermiona poczuła jeszcze większą złość. Uważali ją za kretynkę? –
Nawet, jeśli cokolwiek próbowałaby odkryć, to nie miałaby szans z Malfoy’ami.
- Weasley’owie nie
są znowu jakimś głupiutkim klanem, którego nie stać na odpowiednią obronę w
sądzie.
- Weasley’owie
sądzą, że to co mówi ruda jest prawdą. Kto uwierzy głupiutkiej Granger? Nie ma
nawet dowodów.
W tamtym momencie najchętniej wyszłaby z
ukrycia i przyłożyłaby każdemu. Złość gotowała się w niej niewyobrażalnie, w
każdym momencie z trudem udawało jej się hamować. Była co prawda dziewczyną,
ale nie myślała do końca racjonalnie. W normalnej sytuacji, kiedy chłopacy
oddalili się, poszłaby do Harry’ego i Rona, opowiedziała wszystko, i wspólnie
ustaliliby co robić, jednak… postanowiła iść za przyjaciółmi Malfoy’a. Od
początku czuła, że Ginny nie mówiła prawdy! Wtedy jednak wiedziała, że była
niemal o krok od wyjaśnienia całej sprawy.
Złość co prawda zawładnęła nią, ale
zachowała jeszcze resztki rozsądku. Starała się więc iść za nimi ale tak, by
nie mogli jej zauważyć – bezszelestne poruszanie się opanowała do perfekcji,
poza tym miała baletki, dzięki którym jej kroki były nie do usłyszenia, nawet w
korytarzach.
W pewnym momencie zatrzymali się i weszli do
jakiejś klasy. Westchnęła i rozejrzała się. Korytarz był bardzo długi i ciemny,
gdyż jedynie w nocy włączano boczne lampki, które mimo wszystko nie
gwarantowały wielkiej widoczności. Ściany pokryte licznymi obrazami zawsze
kłóciły się jej z całkowitym wystrojem szkoły, ponieważ wyglądały nieco
tandetnie z powodu swojego przepychu, ale z drugiej strony po trzech latach
mieszkania w murach Hogwartu przyzwyczaiła się do takiego stanu. Podłoga
marmurowa przykryta dywanem mimo wszystko ziębiłaby w stopy, gdyby ktokolwiek
postanowił przejść się po niej bez butów.
Hermiona ponownie się rozejrzała. Drzwi do
klasy były nieco uchylone, a na korytarzu nie było nikogo, więc nieśmiało podeszła
do nich. Stanęła dość blisko, jednak nie na tyle, aby cokolwiek usłyszeć. W
pewnym momencie poddała się i zamierzała właśnie odejść, gdy nagle z klasy
wyszedł Crabbe. Uśmiechnął się cynicznie na jej widok, natomiast szatynka
gwałtownie odwróciła się i zamierzała odejść. Serce zaczęło jej mocniej bić.
Czyżby zdradziła się jakimś niepotrzebnym ruchem?
- Granger, no kto
by pomyślał, że interesujemy cię w takim stopniu, aby nas śledzić – warknął,
łapiąc ją za ramię. Próbowała się wyrwać, lecz ten wzmocnił uścisk i pociągnął
ją do klasy. Mimo, że próbowała się uwolnić to jednak chłopakowi udało się ją
wepchnąć na siłę do pomieszczenia. Zamknął drzwi na klucz i obserwował wraz z
Goylem, jak zdezorientowana próbuje znaleźć inne wyjście.
Widziała otwarte tuż przy biurku nauczyciela
drzwi, które prowadziły do kantorka. Byli bowiem w sali chemicznej, tym
bardziej więc zdawała się być przerażona, gdyż mając na uwadze atak Malfoy’a na
Ginny, bała się, czy nie spróbują postraszyć jej jakimś specyfikiem.
- I co, pani
detektyw, jak poszło ci śledztwo?
Rzuciła im złowrogie spojrzenie, natomiast
oni zdawali się bawić doskonale.
- Wiesz co, zostań
lepiej przy tych swoich pieprzonych książeczkach, bo się do niczego innego nie
nadajesz. Chociaż może… - Crabbe znalazł się niebezpiecznie blisko niej.
Zacisnęła dłonie w pięści i czekała na dalszy rozwój wypadków. Wiedziała, że
nie miała żadnych szans na ucieczkę, ale z drugiej strony nie mogła się poddać
nawet bez minimalnych prób walki. Nie byłaby sobą.
Chłopak pogłaskał ją delikatnie po policzku,
a Hermiona wzdrygnęła się z obrzydzenia. Co prawda był dość zadbany, ale nie robił tego za jej przyzwoleniem. Nie było to jednak jeszcze
takie tragiczne, jednak gdy objął ją i przysunął ciasno do siebie, kładąc rękę
na pupie, zareagowała gwałtownie. Może nazbyt. Kopnęła go w krocze i
uderzyła w twarz. Crabbe odsunął się gwałtownie i cały czerwony na twarzy
zaczął rzucać przekleństwa w jej stronę. Goyle podbiegł do niej i zapominając
całkowicie o panującym w domu zwyczajowi, na mocy którego nie podnoszono nigdy
na kobiety ręki, uderzył ją z pięści w brzuch.
Szatynka zachwiała się, opadając na podłogę
i poczuła cisnące się do oczu łzy. Ból był okropny, początkowo nawet nie mogła
złapać powietrza. Jednak gdy odzyskała już możliwość racjonalnego postrzegania
świata, zobaczyła przed sobą kucającego Malfoy’a. Był dość zdenerwowany i
zaniepokojony.
- Wypierdalajcie w
tej chwili! – krzyknął na przyjaciół. – Jak zawsze spieprzyliście robotę,
głąby!
Goyle i Crabbe wyszli co prawda z
pomieszczenia, ale zmierzyli pannę Granger dość zaskoczonym spojrzeniem. Czuli,
że przesadzili, w końcu nie tak miało to wyglądać.
- Granger, możesz
wstać?
Pokręciła głową.
- Ja pierdolę,
wasza cała durna gromada jest przeuroczo beznadziejna.
Nawet nie protestowała.
- Musisz mi pomóc,
zaprowadzę cię do lekarki…
- Nie, ale… ppo
co? – wychrypiała.
Draco pokręcił oczami.
- Myślałem, że
masz trochę więcej oleju w głowie – westchnął. Dziewczyna zwijała się
ewidentnie z bólu, więc starał się zapominać o jakichkolwiek konfliktach.
Ułożył jej rękę na swoim ramieniu i pomógł jej wstać. Wtedy poczuła jeszcze
większy ból. Widział grymas na jej twarzy i walkę ze samą sobą, aby się przy
nim nie rozpłakać. Zaśmiał się w duchu z jej uporu, a po chwili zaczął
analizować. Chociaż to była Granger, to była w potrzebie. Nie mógł jej tak po
prostu teraz zostawić.
Wziął ją na ręce i zaniósł do lekarki.
~*~
- Jak myślisz, jak
długo jeszcze będzie zabijała cię wzrokiem? – Pansy Parkinson udawała, że zainteresowana
jest zawartością swojego talerza, jednak ukradkiem spoglądała na Hermionę
Granger. Szatynka co prawda wyglądała na pozór normalnie, jednak gdyby się
wpatrywać w nią dłużej to zauważyłoby się złość i minę pod tytułem „Malfoy,
zapłacisz za wszystko”.
- Myślę, że mam to
gdzieś – wzruszył ramionami, ale posłał Granger cyniczne spojrzenie. Uwielbiał
ją denerwować, a ostatnimi czasy dziewczyna sama stwarzała ku temu odpowiednie
warunki. Zastanawiał się jedynie jak długo będzie żyła w błędzie, chociaż z
drugiej strony jej upór w dążeniu do udowodnienia mu pozornej winy był
zadziwiający. Nie miał pojęcia, czy może ruda opowiedziała jej jakąś dziwną
wersję wypadków, pod wpływem której Granger zamierzała na siłę sprawić, aby
cała wina spłynęła na niego, nie mniej jednak to bywało dość rozbrajające.
- Mnie to by
wkurzało – Vincent pokręcił głową i wziął do ust kolejny kawałek swojego
obiadu.
- Moglibyście
zostawić ją w spokoju? – zapytał opanowanym głosem Blaise.
Draco zmarszczył czoło. Owszem, słyszał o
początku znajomości swojego przyjaciela z szatynką, która rozpoczęła się w
nieco zasmucających warunkach i starał się właśnie przez wzgląd na jego osobę
nieco hamować.
- O, wychodzi –
mruknęła Pansy.
Draco spojrzał na Hermionę i posłał jej
wredny uśmiech przyozdobiony uniesioną brwią. Po chwili wyszedł także Blaise,
który wykręcił się złym samopoczuciem. Draco jednak nie był tym zmartwiony –
mieli z Vincentem i Gregorym idealny plan, który raz na zawsze miał wybić
Hermionie Granger z głowy wymyślanie durnych, kryminalnych historyjek pod jego
adresem.
Udało mu się zdobyć klucz do sali od chemii,
chociaż zdobyć w tym przypadku
oczywiście nie ma nic wspólnego z uczciwością. Wuja Draco, profesor Serverus
Snape, uczył chemii i szczęśliwie się złożyło, że Malfoy pewnego dnia, gdy był
w drugiej klasie, znalazł w jego pokoju zapasowy klucz od sali. Nigdy wcześniej
nie wykorzystywał tej możliwości, ale wówczas czuł, że to był odpowiedni
moment.
Nie spieszył się jednak. Crabbe i Goyle
mieli w bibliotece wykonać część planu, a on miał początkowo czekać, by móc się
w odpowiednim momencie włączyć do zabawy.
Wszedł do pustej klasy, oczywiście uprzednio
rozglądając się, czy nie ma żadnych nieproszonych gości i zamknął za sobą
drzwi. Rozejrzał się po klasie, której ściany pokryte były różnymi tablicami
chemicznymi, a także portretami znanych chemików. Białe, czteroosobowe ławki,
wyposażone były w dwa zlewy, natomiast sprzęt i szkło laboratoryjne schowane
były w szafkach pod ławkami, zabezpieczone kluczem. Nauczyciel trzymał
wszystkie odczynniki chemiczne na zapleczu, do którego prowadziły osobne drzwi
tuż przy jego biurku. Draco swojego czasu interesował się chemią, jednak
ostatecznie zamierzał pójść na prawo i wybrał humanistyczne przedmioty,
wiedział jednak, że jego wuja trzymał wiele niebezpiecznych substancji. Ich
szkoła słynęła z niezwykłego profesjonalizmu na każdej płaszczyźnie, co prawda
daleko było im do laboratoriów angielskich, ale mimo wszystko klasy, które
wybrały chemię jako przedmiot wiodący, nie mogły powiedzieć o zbyt małej
liczbie godzin przeznaczonych na praktykę.
Westchnął i zaczął czytać biografię Roberta
Boyle’a. Nie było to co prawda wymarzone zajęcie, ale wolał nie dotykać
niczego.
Ktoś nacisnął klamkę. Draco wzdrygnął się
gwałtownie, jednak uspokoił się, gdy do pomieszczenia weszli Vincent i Gregory.
Ten pierwszy skinął głową. Malfoy zaśmiał się i schował w kantorku. Nie
pozostawało mu nic innego jak tylko czekać. Goyle usiadł na jednym z krzeseł
pod oknem, a Crabbe stanął przy drzwiach, oczywiście tak, aby szatynka nie
miała o tym pojęcia. Po upłynięciu umówionego czasu, chłopak wyszedł.
Wrócił oczywiście z Granger, która zdawała
się być przerażona. Draco nie słyszał co mówiła, ale widział jej złość, a także
zdezorientowanie.
Obserwował wszystko z rozbawieniem.
Początkowo szło według planu – chłopacy mieli się z niej nieco ponabijać, a
potem wyszedłby on, powiedział całą prawdę – skoro tak bardzo o nią prosiła – i
ostrzec, że po raz ostatni toleruje takie traktowanie. Wbrew pozorom Malfoy nie
lubił, gdy inni posądzali go o coś, czego nie zrobił. Nawet, jeśli to była
Granger, która co prawda była inteligentna, ale jednocześnie dość porywcza.
Właśnie tą drugą cechę wykorzystał – poprzez rozmowę Crabbe’a i Goyle’a mieli
sprawić, aby złość urosła w niej do niewyobrażalnych rozmiarów, w efekcie czego
zapomniałaby o zdroworozsądkowym myśleniu. Dla niego nie było tajemnicą, które
miejsce dziewczyna lubiła w bibliotece. Sam lubił tam przesiadywać, a dodatkowo
była dość przewidywalna – właśnie w tamtym pomieszczeniu rozpoczynała każdy
weekend.
Zamarł jednak, kiedy zauważył, jak Crabbe
zaczyna się do niej przystawiać. Malfoy co prawda nie mógł się pochwalić, wbrew
pozorom, zbyt bujnym doświadczeniem łóżkowym, gdyż jego jedyną partnerką była jego
była dziewczyna, Astoria – która po półrocznym związku nadal czuła się jak
wolna osoba i przespała się ze starszym od nich o rok chłopakiem – ale
wiedział, że nigdy nie traktowałby kobiety w taki sposób. Starał się nie myśleć
o miłostkach i zająć się wykształceniem, jednak po drodze nie zamierzał nikogo
ranić – seks był dla niego nieodłącznym dodatkiem związku, ale z osobą, którą
by pokochał. Nie chciał, aby jego przyszłą kobietę ktokolwiek traktował w taki
sposób, w jaki wtedy traktował Crabbe Granger, więc wyszedł wcześniej, niż
zaplanowali. Zanim zdążył jednak cokolwiek powiedzieć, Vincent uderzył ją
pięścią w brzuch i szatynka osunęła się na ziemię.
Pociemniało mu przed oczami.
- Do reszty
zgłupieliście?!
Podbiegł do dziewczyny. Nie pałał do niej
specjalną sympatią, ale – do jasnej cholery! – była takim samym człowiekiem jak
wszyscy inni i najwidoczniej w świecie cierpiała.
Zdenerwowany kazał chłopakom wyjść. Starał
się zmusić Granger do mówienia – chciał mieć z nią jakiś kontakt. Nie wiedział
czym mogło skutkować uderzenie w brzuch, ale widząc jej stan domyślał się, że
akurat u niej niczym przyjemnym.
Kiedy niósł ją przez korytarze momentami
czuł, że się przewróci. Nie była ciężka, ale miał do pokonania dość spory
kawałek z pewnym obciążeniem. Chociaż nie należał do żadnej z drużyn
sportowych, gdyż najzwyczajniej w świecie nie miałby czasu na treningi, to nie
był chudziutkim chłoptasiem, lecz mimo wszystko było mu ciężko.
- Co jej się
stało? – lekarka podbiegła do niego, gdy tylko przekroczył próg gabinetu.
- Ja… - Hermiona
starała się coś powiedzieć, ale Draco ją ubiegł. Brzuch przestał ją już boleć w
dość znaczącym stopniu, jednak czuła się niewyobrażalnie głupio. Zaczęła
podejrzewać, że po prostu przesadziła w swoich oskarżeniach. Malfoy jej pomógł,
tymczasem ona nie wierzyła w jego niewinność i była jedną z dwóch osób, które
go posądzały… kto byłby w stanie od razu wybaczyć takiej osobie? Lub chociażby
pomóc?
- Została uderzona
w brzuch – położył ją na łóżku. Lekarka kazała mu wyjść, na co skinął głową.
Gdy wyszedł z sali, usiadł na ławce. Nie
zamierzał odpuścić Granger prawdy. Po to był cały trud – aby nieco się
wystraszyła i poznała całą prawdę. Idioci Gregory i Vincent oczywiście
spartolili wszystko, ale on zamierzał trzymać się planu.
Dwadzieścia minut później wszedł do
pomieszczenia. Lekarki nie było, a Hermiona leżała na łóżku przykryta białą
kołdrą. Jej brązowe włosy rozrzucone były na całej poduszce. Oczy miała
zamknięte, ale Malfoy podejrzewał, że nie śpi.
- Musimy chyba
porozmawiać – powiedział dość nieprzyjemnym tonem.
Granger jedynie kiwnęła głową. Wiedziała,
że będzie musiała wyjaśnić całą sytuację. Nie zaszkodziła mu oczywiście w
żadnym stopniu, ale zaczynała podejrzewać, dlaczego uknuli intrygę. A ona tak
łatwo dała się podejść… chciało jej się płakać. Jeszcze nigdy nie znalazła się
w równie upokarzającej sytuacji.
- Widzisz, jak
łatwo jest oceniać innych?
- Draco, ja… -
Malfoy uniósł prawą brew, ale przerwał jej. To, że nie powiedziała do niego po
nazwisku wcale nie sprawiało, że nagle uwierzyłby w jej przemianę względem jego
osoby.
- Zamiast zapytać
o moją wersję, bo podejrzewam, że twoja była maksymalnie okrojona, wolałaś
wysnuwać pochopne wnioski. A wiesz, co stało się naprawdę?
Jeszcze godzinę temu powiedziałaby, że
doskonale wie i postara się to udowodnić. Pokręciła głową.
- To twoja
przyjaciółeczka próbowała mnie zepchnąć – wyjaśnił spokojnie. Szok na twarzy
szatynki był niewyobrażalny, upajał się tym widokiem. – Nie sądzę, aby działała
wówczas racjonalnie, aczkolwiek gdyby ktoś miał mieć jakieś pretensje, to
myślę, że ja.
Hermiona odwróciła głowę. Poczuła cisnące
się do oczu łzy. Upokorzyła się przed nim, a tymczasem był niewinny… naprawdę
niewinny.
- Ale…
- Żeby zaspokoić
twoją ciekawość to wyjaśnię, że chodziło o ciebie. Ruda chciała mnie przekonać,
że mam ci dać spokój… cóż, skarbie, czy czujesz się przeze mnie zaniedbana czy
coś? Wiesz – uśmiechnął się figlarnie – możemy to naprawić.
Hermiona pozwoliła mu kpić z siebie. Miała
nadzieje, że w taki sposób zreflektuje się sama przed sobą.
- Wyjaśniłem jej
spokojnie, że miłość nie wybiera i nie dam ci spokoju – westchnął. – Zaczęła
mnie bić. Wiesz, co prawda ma niezły cios, ale nie dostatecznie mocny, by mi
cokolwiek zrobić. Próbowała jednak stosować nieczyste zagrywki, jak ty dzisiaj
– pokręcił głową – więc zaczęliśmy się szarpać. Chciała mnie popchnąć, tam były
schody, więc się odwróciłem, ale wtedy Weasley mnie puściła i… - zamilkł. Nie
musiał nic więcej dodawać.
Zanim cokolwiek powiedziała, wyszedł.
A ona wiedziała, że już nigdy nie spojrzy na
siebie tak, jak wcześniej. Czuła też, że zhańbiła się w obliczu Malfoy’a,
chociaż nigdy nie zależało jej nawet na jego aprobacie.
____________________
Jeśli chodzi o te przeskoki czasowe to są one jak najbardziej przemyślane (w mniejszym czy większym stopniu) i nie przedłużam nimi nienaturalnie całego opowiadania. Mam ogólny pomysł co i jak połączę, a nie chcę też tak potraktować tego w stylu "no jak to, nie domyślacie się czemu tak jest?", więc wyjaśniam poprzez retrospekcje - troszeczkę dłuższe, zaczynają jakby żyć własnym życiem i tworzyć osobne historie :) 2005 rok jest teraźniejszym dla opowiadania, więc historia będzie jednak głównie pisana w tej "strefie czasowej" :)
Mam nadzieję, że już nie nienawidzicie Draco, chociaż zastrzegam, że nie będzie tutaj całkowicie cukierkowatego Malfoy'a, bo takiego to ja nigdy nie polubię... :D
Kocham, uwielbiam, wielbię Twoje opowiadanie! :*
OdpowiedzUsuńNadal troszkę mi przykro z powodu Ginny, ale cieszę się, że Draco nie zrzucił jej ze schodów z premedytacją. I cieszę się, że nie zamierzasz zrobić z niego Dracusia-pimpusia, czy innego super słodkiego chłopczyka, bo takich nie znoszę :D
Co do tych Vincenta i Gregorego, nie mam słów. Jak można być tak bezczelnym i nie umieć powstrzymać swoich zapędów? -,- Ughhh... Też bym zareagowała jak Herm.
Te retrospekcje, zmiany czasu są bardzo fajne i wzbogacają bloga i przez to nie jest nudny ;)
Gratuluję nominacji do Liebster Award, która ci się niezaprzeczalnie należała, i dziękuję za moją :*
Życzę weny,
pozdrawiam
i ślę miliony całusów,
Jenna Chase xx :*
Rozdział cudny *.* Bardzo, ale to bardzo mi się podobał! Nieźle wymyślili, jak zwabić Hermionę, ale za Chiny bym się nie spodziewała, że Crabbe będzie przystawiał się do niej! Co za człowiek! A Goyle?! On pobił Hermionę (tak to chyba można nazwać)! Co za damski bokser! Jedynie Draco okazał zdrowy rozsądek. Szczerze to nie sądziłam, że pomoże Hermionie. Zawsze postrzegałam go inaczej, ale mimo to go lubię xD Nie spodziewałam się, że prawdą okaże się to, że to Ginny naskoczyła na Malfoy'a, a on się tylko bronił. Wychodzi na to, że wypadek Ginny był niezamierzony i Malfoy nie jest winny. Cieszę się, że w końcu prawda wyszła na jaw. Ciekawa jestem, czy Ginny będzie mogła chodzić. Ja nie chcę, żeby jeździła na wózku! Jeśli chodzi o te przeskoki czasowe, to były świetne! >.< Z niecierpliwością czekam na nn! Pozdrawiam i potopu weny życzę! ;*
OdpowiedzUsuńmadziula0909
Uuuu! Na początku czułam dreszczyk tajemnicy, jakbym - nie wiem skąd - wiedziała, że Hermiona dowie się o Ginny, a Draco nie okaże się kompletnym dupkiem. Chociaż lubię jego pewność siebie, niezależność i świadomość swojej władzy - to jednak w tym rozdziale stał się bardziej otwarty.
OdpowiedzUsuńRozdział był długi, co naprawdę mi się podobało :) Ahhh, i te opisy. Strasznie lubię jak rozpisujesz się przy opisach - mogłabym do nich wracać i wracać :D
Z niecierpliwością czekam na kolejną odsłonę!
Pozdrawiam i życzę duużo weny :*
Hejka cieszę się, że miałam okazję i wpadłam do ciebie :) Rozdział bardzo mi się podobał
OdpowiedzUsuńNIe spodziewałam się że Draco okaże się no doobry i pomoże Hermionie bardzo mnie to zaskoczyło pozytywnie oczywiście ^^ Zaskoczyła mnie trochę Ginny ale ok.
Supper że dodajesz piękne i długie opisy.Bo często u niektórych są same suche dialogi.
Ciesze sie, że trafiłam na kolejny dobry blog. Życzę weny i kolejnego dobrego rozdziału Całuski ;*
Dla mnie Malfoy jest idealny w tym rozdziale. Jest wredny i cyniczny, lecz umie zachować się jak na dżentelmena przystało. Nie dziwię się, że Hermiona czuję się zawstydzona za to, że go oskarżyła... lecz pewnie gdybym była na jego miejscu, zrobiłabym to samo. Cieszę się, że ta sprawa się już wyjaśniła :) Dość krótki rozdział, ale wybaczę Ci, ponieważ był w nim mój ulubiony okres czyli "Hogwart" ! Życzę Ci dużo weny! ;*
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuńA na http://hermiona-riddle-po-drugiej-stronie.blogspot.com jest kolejny rozdział
Pozdrowienia.
Genialny rozdział! *.*
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobają mi się te momenty, które dzieją się w czasie szkolnej nauki :) Chociaż chcę już dowiedzieć się więcej o rodzicach Hermiony ;)
Nareszcie wiemy co się stało Ginny! Tego się nie spodziewałam, co jest ogromnym plusem ;) Podobała mi się Hermiona w wydaniu detektywa ;) chociaż za dobrym detektywem to ona nie była ;) I podoba mi się to, że Draco potrafi zachować się jak dżentelmen ;) Czekam na kolejny rozdział ;)
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
Zostałaś nominowana ;)
OdpowiedzUsuńPewnie nie chce ci się teraz odpowiadać na te wszystkie pytania i w ogóle (mnie się nie chciało :D) ale jednak miło by było...
http://dramione-serca-polaczone-cierpieniem.blogspot.com/p/libster-award.html
Bardzo mi się spodobał ten rozdział, a w szczególności końcówka. Jest - nie żartuję - genialna. Masz naprawdę świetny pomysł i wydaje mi się, że nie długo to będzie jedno z najlepszych blogów, które śledzę :)
OdpowiedzUsuńLecę czytać dalej :)
Pozdrawiam
Charlotte