Od kilku dni cały czas słucham piosenki "Every breath you take" i większość rozdziału była pisana właśnie z takim podkładem. Może któraś z Was również lubi czasami posłuchać sobie starych, dobrych kawałków :D.
______________________________________________________
Poniedziałek nie przyniósł niczego
nadzwyczajnego. Pracę skończyłam nieco wcześniej niż zazwyczaj, więc
postanowiłam odwiedzić ciotkę. Wraz z mężem i synem byli moją jedyną rodziną,
dlatego tak bardzo dbałam, by nasze kontakty były bardzo częste. Po śmierci
rodziców to właśnie u nich zamieszkałam i gdyby nie fakt, że adoptowali mnie to
z pewnością znalazłabym się w domu dziecka.
Podobnie jak ja, mieszkali w Londynie,
jednak w zupełnie innej części. Ponieważ większość czasu spędzałam w pracy, nie
mogłam widywać się z nimi tak często, jak bym tego pragnęła, co nie było
równoznaczne z wcale.
Zaparkowałam przy wjeździe do garażu.
Wcześniej nie informowałam o wizycie, bo była niespodziewana nawet dla mnie,
więc pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że nikt nie zamierzał wyjeżdżać z
garażu czy też do niego wjeżdżać, nie wspominając już o tym, że pragnęłam, aby
ciocia była w domu.
Przygryzłam delikatnie wargę i zapukałam. Na
szczęście nie musiałam długo czekać, bo już po chwili w drzwiach stanęła nieco
niższa ode mnie kobieta. Miała niebieskie oczy i brązowe włosy spięte w artystycznego
koka. Jej zgrabna sylwetka, kompletnie nieodzwierciedlająca upływu lat,
przyodziana była w jasnozielone rybaczki i kremową bluzkę z pionowymi,
zielonymi paskami.
- Hermionka! –
radosny uśmiech rozświetlił jej twarz. Samo patrzenie na ukochaną ciocię było
dla mnie szczęściem, dlatego również posłałam jej uśmiech. – Nie spodziewałam
się ciebie dzisiaj u nas – oznajmiła tuż przy moim uchu. Tonęłam bowiem w
silnym uścisku rąk kobiety. Zachowywała się w stosunku do mnie tak, jak matka w
stosunku do własnego dziecka, ale nie było to dla mnie zaskoczeniem. Ja również
szukałam w niej swojej matki przez lata i chociaż mówiłam do niej ciociu, to jednak zastępowała mi
najważniejszą kobietę w życiu każdego dziecka.
- Mam nadzieję, że
jednak nie jest to dla ciebie rozczarowaniem?
- Nonsens! –
uśmiechnęła się i odsunęła, robiąc przejście, co było zaproszeniem. – Czego się napijesz? Kawy, herbaty?
- Bo poczuję się
jak gość! – udałam oburzenie, opierając się plecami o szafkę kuchenną. Kuchnia
była dość mała, miała kremowe ściany i ciemne panele, a szafki były w odcieniu
zbliżonym do podłogi. Lodówka niegdyś pełna była różnych obrazków, niemal
codziennie innych – zarówno ja, jak i kuzyn Tom, staraliśmy się pokazać kto tu rządzi, w efekcie czego na wielu
płaszczyznach rywalizowaliśmy ze sobą. Każde z nas chciało więcej narysować,
zrobić większy zamek w piaskownicy… na dziecięcy sposób nie darzyliśmy się
sympatią, jednak po latach mogłam się jedynie śmiać z tamtych sytuacji.
- Dobrze –
uśmiechnęła się i uniosła ręce do góry w geście kapitulacji. Po chwili jednak
musiała je opuścić, bo woda w czajniku zaczęła parować. – Potraktujmy więc to
jak dobry uczynek, następnym razem ty zrobisz mi herbatę.
- Nie ma problemu
– pokiwałam głową. Wzięłam jedną z filiżanek i zaniosłam do salonu, oczywiście
po wcześniejszej prośbie od cioci. Kobieta dołączyła do mnie, niosąc ze sobą
talerz z ciastem.
- Kiedy zdążyłaś
go ukroić? – uniosłam prawą brew.
- Magia – machnęła
ręką. – Miałam w lodówce, Tom często do nas wpada – posłała mi nieco groźne
spojrzenie.
- Wiem, że za
każdym razem to obiecuję, ale… postaram się przyjeżdżać częściej, tylko to nie
jest takie proste. Każdy dzień jest właściwie całkowicie wypełniony przeróżnymi
obowiązkami, czasami muszę robić plany dzień wcześniej… - westchnęłam, upijając
łyk herbaty. – Dużo by tu mówić, a nie jest to zbyt ciekawe. Ale jak tam u was,
ciociu?
- Gdybyś
przyjeżdżała częściej, nie musiałabyś pytać – mimo groźnie brzmiących nutek w
jej głosie, dało się usłyszeć również rozbawienie. – A, widzisz! – wykrzyknęła
nagle, wstając. – Obiecałam ci ostatnio, że poszukam aktu ślubu twoich rodziców
i ich dyplomów z uczelni – zniknęła za drzwiami prowadzącymi do skrytki pod
schodami. W tym czasie nałożyłam sobie na talerzyk ciasto z galaretką. – Wiedziałam,
że gdzieś to miałam, ale kompletnie wyleciało mi z głowy. Tymczasem, podczas
sprzątania piwnicy, natknęłam się na to – na rękach niosła pudełko, które
równie dobrze mogłoby wcześniej być pojemnikiem na buty. – Proszę – oznajmiła
uroczystym tonem.
Z drżącymi rękoma odłożyłam herbatę i
zajrzałam do środka. Na samym wierzchu leżało ślubne zdjęcie rodziców. Nie
miałam zbyt wielu zdjęć, jednak na każdym, które udało mi się zobaczyć, mama
prezentowała się cudownie. Była bardzo ładną kobietą, podobnie jak tata
przystojny.
Trwali w uścisku i wpatrywali się w oczy,
kompletnie nie zwracając uwagi na fotografa. Biały welon wpięty w rozpuszczone
włosy mamy sprawiał, że wyglądała jak królewna.
- To zdjęcie jest
cudowne – powiedziałam drżącym głosem. – Czy mogłabym…
- Oczywiście –
ciocia uśmiechnęła się. – Całe to pudełko ze zawartością jest twoje.
Na dokumenty nie zwróciłam większej uwagi.
Postanowiłam przyjrzeć się im w spokoju. Znalazłam również kilka pocztówek.
Kiedy je odwróciłam okazało się, że zostały wysłane do cioci przez rodziców. Na
jednej z nich zauważyłam nawet swoje imię.
- Prowadzili twoją
rączkę, ale musiałabyś widzieć, jaka byłaś dumna, że potrafisz się podpisać! –
kobieta pokręciła głową z szerokim uśmiechem.
Przejechałam opuszkami palców po nieco
niknącym już śladzie od długopisu. Odłożyłam pocztówki na miejsce i ostatnie,
co wpadło w moje ręce to była…
- Gazeta? –
zmarszczyłam czoło. Ciocia pokiwała jedynie smutno głową. Wtedy zrozumiałam.
Śledziłam uważnie tekst, a z każdą chwilą
miałam coraz większą ochotę, by się rozpłakać. Czytałam bowiem o swoich
rodzicach. Nie był to kolejny wypadek, na które się niemal nie zwraca uwagi.
„… sprawca nie został znaleziony. Jeśli
posiadacie jakiekolwiek informacje, prosimy pilnie o kontakt.”
- Jak to możliwe,
że giną ludzie, niewinni ludzie, a policja nie znajduje sprawców?
- Myślę, że
dzisiaj nie udałoby mu się uciec, ale… cóż, z każdym rokiem starają się
wprowadzać coraz większe udoskonalenia, a jednak od wypadku minęło już wiele
lat.
- Jak znam życie,
to niespecjalnie się przyłożyli do śledztwa.
- Nie mów tak –
westchnęła smutno.
- Przepraszam –
schowałam wszystko do pudełka. – O której wróci wuja?
~*~*~*~
Kiedy następnego dnia po skończonej pracy
wróciłam do domu, postanowiłam przyjrzeć się dokładniej zawartości pudełka,
które dostałam od ciotki. Przyjechałam od wujostwa bardzo późno, a więc jedynym
inteligentnym rozwiązaniem było położenie się spać, na co oczywiście się
zdecydowałam. We wtorek więc, po przebraniu się w wygodny dres, rozsiadłam się
na kanapie z podkurczonymi nogami i głęboko westchnęłam. Wiedziałam, że
pozornie to co miałam zrobić wydawało się być banalnie prostym, jednak dla mnie
miało niewyobrażalny wymiar. Nie wiedziałam co mogłam spowodować – być może
otworzyć puszkę Pandory. Dotychczas wiodłam dość uporządkowane życie,
oczywiście przeszłość była wpisana w moje losy, jak i żywot każdego człowieka, jednakże
nie miałam jeszcze okazji aż tak blisko spotykać się z najboleśniejszym
wydarzeniem.
Przymrużyłam oczy i ponownie westchnęłam. Musiałam
to zrobić. Dla spokoju. Dla rodziców. Dla siebie samej.
Cudowna fotografia, z której miłość biła z
niewyobrażalną mocą, poraziła mnie. Wpatrywałam się w ludzi tak bliskich, a
jednak kompletnie mi obcych. Rysy ich twarzy nie wyryły się w mojej pamięci
jako wspomnienie – były to jedynie zapamiętane szczegóły na zdjęciach
wstawionych w ramki.
Przejechałam opuszkami palców po twarzy
rodziców. Kompletnie nieruchome postacie. Równie dobrze mogłyby być jedynie
tworami graficznymi, które ktoś w przypływie twórczości lub pod wpływem
nadanego zlecenia musiał stworzyć.
- To tak,
jakbyście w ogóle nie istnieli – przymrużyłam oczy, uświadamiając sobie, że po
policzkach płynęły łzy. Odłożyłam fotografię nieco dalej, przyglądając się tym
razem dokumentom. Wszystkie dane umieszczone na kartkach znałam doskonale. Data
urodzenia mamy, taty, ich drugie imiona, imiona rodziców… choć był to namacalny
dowód na ich istnienie i niemal mogłam sobie wyobrazić uśmiech mamy, kiedy
ukończyła uniwersytet, to jednak zawsze pozostawała pewnego rodzaju pustka.
Uświadomiłam sobie dodatkowo, że za kilka
lat stanę się starsza niż oni w momencie śmierci.
Zamierzałam odłożyć właśnie gazetę na drugą
stronę, gdy rozległ się dźwięk dzwonka. Zerknęłam na zegarek na lewej ręce i
zmarszczyłam czoło. Oczywiście nie byłam typem samotnika, którego jedynym
gościem jest listonosz, jednak wizyty w ciągu tygodnia roboczego były raczej
rzadkością. Zapięłam jednak szybko bluzę od dresu i wsunęłam nogi w ciepłe
papcie. Salon był posprzątany, oczywiście z wyłączeniem tymczasowego stanowiska
pracy na kanapie, więc nie musiałam przejmować się, że ktoś zastanie bałagan.
- Blaise?! –
krzyknęłam, otwierając szerzej oczy. Zamrugałam kilkakrotnie, jakbym miała
nadzieję, że w ten sposób chłopak zniknie. – Czy coś się stało?
- Gdzie twoja
kultura, hmm? – uśmiechnął się i choć w głosie dało się wyczuć delikatne nutki
nagany, to jednak wyraz twarzy pozostawał radosny. – Pozwalasz, żeby twoi
goście stali w progu?
- Moi goście –
mruknęłam, krzyżując ręce na piersi, ale odsunęłam się. Kiedy wszedł, zamknęłam
za nim drzwi na klucz. Uważałam bowiem, że przezorny zawsze jest ubezpieczony,
tym bardziej jeśli ów przezorny mieszka w jednym z największych miast na
świecie. – Powtórzę: czy coś się stało?
- A co się miało
stać? – tym razem to on wydawał się być nieco zmieszany. – Czy najzwyczajniej w
świecie nie mogę odwiedzić mojej znajomej?
- Oczywiście, że
możesz – kiwnęłam zachęcająco głową, dając mu w ten sposób do zrozumienia, by
poszedł do salonu. – Tylko że jest to raczej nowa sztuka w twoim wykonaniu,
rozumiesz. Napijesz się czegoś?
- Przez grzeczność
nie odmówię – uśmiechnął się, siadając na kanapie. Pudełko było co prawda
otwarte, ale wierzyłam w uczciwość Zabini’ego i jego niechęć go wtrącania się w
sprawy innych ludzi, więc nie zamierzałam niczego chować. – I jeśli można, to
kawę. Od rana mam urwanie głowy.
- To miło, że w
ciągu tego urwania głowy znalazłeś czas, żeby mnie odwiedzić – zamierzałam
zawrzeć w swoich słowach nieco krytyki, czego najwidoczniej Blaise nie
odczytał. Westchnęłam i weszłam do kuchni. Przygotowanie herbaty i kawy nie
zajęło mi specjalnie dużo czasu, podobnie jak wyłożenie na talerzyku
ciasteczek.
Gdy wróciłam z pełną tacą, zauważyłam, że
Zabini siedział z założonymi nogami i czytał gazetę.
- To ciekawe –
mruknął, gdy położyłam tacę na ławie.
- Co jest takie
ciekawe? – usiadłam tuż obok.
- Trzymasz gazetę
z 1982 roku. Troszeczkę się przedawniła, nie uważasz?
- Nie uważam –
wyciągnęłam rękę w jego stronę, patrząc sugestywnie prosto w oczy. Chłopak był
nieco zmieszany, ale posłusznie podał mi gazetę. – I dla twojej informacji
gazeta się nie przedawniła, bo pewne wydarzenia ciągle będą z nami.
Przez moment panowała cisza między nami.
- Czy to było o
wypadku twoich rodziców? – Blaise postanowił ją przerwać. Skinęłam jedynie
głową. Nie z braku chęci do uwypuklenia swoich dobrych manier. Po prostu nie
chciałam się rozpłakać w jego towarzystwie. Z pewnością wtedy wyglądałabym nad
wyraz profesjonalnie – nie dość, że w dresie to jeszcze z rozmazanym makijażem.
– A kto to zrobił?
- Nie odnaleziono
sprawcy.
- Nie odnaleziono
sprawcy? – zmarszczył czoło, przyglądając mi się podejrzliwie. – Żartujesz,
prawda?
- Chciałabym, ale
niestety nie.
- A chociaż
próbowano? – zakpił.
- Jeżeli mamy
rozmawiać takim tonem, to lepiej pomilczmy – rzuciłam zgryźliwie, przygryzając
ciasteczko. Blaise upił łyk herbaty i odłożył gazetę na swoje miejsce.
- Przepraszam –
powiedział w końcu, skupiając swoją uwagę na trzymanym na kolanach kubku. –
Tylko wiesz co… przyszło mi coś ciekawego do głowy, ale nie wiem co na to
powiesz.
- Co takiego? –
uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Może mogłabyś
porozmawiać z Draco?
Pokręciłam oczami z dezaprobatą. Czyżby
Malfoy miał od teraz mnie prześladować?
- Nie sądziłam, że
to transakcja wiązana – zaśmiałam się.
- Co masz
dokładniej na myśli? – uniósł lewą brew.
- Odkąd nasza
znajomość się odnowiła, to coraz częściej słyszę jego nazwisko.
- Hermiona –
westchnął, kręcąc oczami z dezaprobatą. – Nie zachowuj się jak dziecko.
Zaproponowałem, żebyś z nim porozmawiała, bo jest jedyną osobą związaną z wymiarem
sprawiedliwości, którą znam. No dobra, jest jeszcze Isabella, ale ostatnimi
czasy uwierz, nie szuka dodatkowych zajęć.
- A dlaczego
sądzisz, że Malfoy szuka? – przygryzłam delikatnie wargę.
- Uznajmy, że nie
słyszałem pytania, dobra?
- Blaise, przestań.
O co chodzi z tym Malfoy’em?
- Powiedzmy, że
nie ma szczęścia w miłości i po raz kolejny dostał porządnego kopniaka.
- Po raz kolejny?
– zaśmiałam się. Świadomość, że osoba tak popularna i jednocześnie
inteligentna, co było bardzo atrakcyjnym połączeniem dla większości kobiet,
miała problemy ze znalezieniem odpowiedniej osoby do ulokowania swoich uczuć,
była dość dziwna.
- Wiem, że pewnie
mi nie uwierzysz, ale był w dłuższym związku dopiero po raz trzeci i
najzwyczajniej w świecie wasza płeć postanowiła znowu go wykorzystać.
- Nasza płeć
powiadasz – szturchnęłam go delikatnie – to może czas pomyśleć, żeby zacząć
lokować swoje uczucia w tej drugiej płci?
Zmierzył mnie spojrzeniem, którym nie
powstydziłby się zniesmaczony ojciec w stosunku do swojej córki, co jeszcze
bardziej spotęgowało mój śmiech.
- Tak zupełnie
poważnie, to uważasz, że to ma jakikolwiek sens?
- Mówisz o
szukaniu winowajcy przy wypadku? – skinęłam głową. – Nie mam pojęcia. Ale
myślę, że mnie taka sprawa nie dawałaby spokoju, więc chciałbym za wszelką cenę
znaleźć odpowiedź. Mimo, że dla wymiaru sprawiedliwości mogło to ulec
przedawnieniu. Szczerze to nie mam pojęcia jak to działa.
- Ja też –
spuściłam głowę i ścisnęłam mocniej trzymaną w ręku filiżankę. – Blaise… umów
mnie z Malfoy’em.
~*~*~*~
Byłam nieco sceptycznie nastawiona do całego
pomysłu. Gdy Blaise wyszedł i zostałam sama z przeszłością zamkniętą w pudełku,
zdałam sobie sprawę, że do końca nie wiedziałam, czy chciałam poznać odpowiedź.
Oczywiście to mogło pomóc mi w uporządkowaniu wielu spraw we własnym umyśle,
ale mogło również otworzyć niechciane furtki, takie jak chęć zemsty czy też
porażającą złość. Jednak skoro powiedziało się A, to trzeba też powiedzieć B, a
więc… w środę zaraz po pracy zamiast jechać do domu, zmierzałam w kierunku The
Oxo Tower Restaurant. Nie miałam wygórowanych oczekiwań i równie dobrze
moglibyśmy spotkać się w barze szybkiej obsługi – za którymi, nawiasem mówiąc,
nigdy nie przepadałam – ponieważ nie miało to być spotkanie towarzyskie, a
jedynie naznaczone podłożem interesów. Naznaczone, bo nie traktowaliśmy tego
jako porad prawnych, które Malfoy zwykł udzielać.
- Czy ma pani rezerwację?
– zapytał ubrany w elegancki garnitur mężczyzna, niewiele młodszy ode mnie.
Uśmiechnęłam się, kiwając głową.
- Owszem. Na
nazwisko Granger.
Zmarszczył czoło i palcem wskazującym
przemierzał pionowo ślady pozostawione przez długopis. Po chwili uśmiechnął
się, skupiając całą swoją uwagę na mnie.
- I Malfoy –
potwierdziłam. – Pan Malfoy już jest.
- Dziękuję bardzo.
Idąc do wskazanego wcześniej stolika, który
był na zewnątrz, uświadomiłam sobie, że dobrym pomysłem było przebranie się w
czarną rozkloszowaną spódniczkę sięgającą kolan i białą bluzkę. Zauważyłam
bowiem, że Malfoy miał na sobie szare spodnie od garnituru i błękitną koszulę
bez krawatu, z odpiętym górnym guziczkiem.
- Witam, panie
Malfoy – podałam mu rękę, kiedy wstał.
- Witam, witam. A
jednocześnie widzę, że zamierzasz być bardzo oficjalna, pani Granger – gdy
siadaliśmy, zmierzyłam go złowrogim spojrzeniem, na co jedynie prychnął. – No
cóż, a już miałem nadzieję na jakieś cieplejsze stosunki, w końcu jesteśmy na
wspólnym podwieczorku.
Schowałam głowę w menu. Udawałam, że jestem
całkowicie zaabsorbowana oferowanymi potrawami, chociaż oprócz herbaty i
ewentualnie ciasta nie miałam zamiaru niczego zamawiać. Coraz bardziej też
utwierdzałam się w przekonaniu, że to spotkanie było kompletnie pozbawione
sensu i możliwe, że gdybym nie obiecała niemal Blaise’owi, że będę się starała zachowywać poprawnie w stosunku do jego
przyjaciela, to najzwyczajniej w świecie poddałabym się i nie przyszła.
- Czy mogę przyjąć
zamówienie? – stanęła obok nas dość wysoka blondynka, najpewniej w wieku
zbliżonym do naszego. Uśmiechała się, jednak w jej oczach widoczne było
zmęczenie.
- Ja poproszę kawę
i makowca śnieżnego – Malfoy oparł łokieć na stole i obrysował kciukiem wargi.
- Czy ma być ze
śmietanką?
- Oczywiście.
- A co dla pani?
- Ja poproszę
herbatę i sernik na zimno z owocami.
- Granger, jesteś
ucieleśnieniem moich marzeń. Lubię kobiety, które nie przejmują się tym, ile
kalorii ma to, co zjedzą – powiedział, gdy kelnerka wzięła nasze karty i
oddaliła się na znaczną odległość.
Pokręciłam oczami z dezaprobatą. Przez
chwilę nic nie odpowiadałam, wpatrując się w cudowny widok zza barierki, który
stanowiła Tamiza i panorama Londynu.
- Myślę, że nie
przyszliśmy tutaj po to, abyś mógł podkreślać, jak bardzo interesująca dla
ciebie jestem.
- Zaczynasz
dobitnie: nie będzie z tego romansu, panie Malfoy, nie dla psa kiełbasa.
Dłonie, które miałam ułożone na kolanach,
zacisnęłam w pięść.
- Rozczarowałam
cię? Pewnie myślałeś, że prawdziwym celem tego spotkania jest umówienie kwestii
uczuciowych, tak?
- Oczywiście –
uniósł prawą brew. – Jak ty mnie dobrze znasz. Teraz tylko ja poznam dobrze
ciebie i małżeństwo doskonałe.
- Wybacz, ale
jeśli będziemy rozmawiali na takim poziomie to ja wyjdę – próbowałam wstać,
jednak Malfoy chwycił moją dłoń i skinął głową. Zmarszczyłam czoło, odsuwając
rękę i siadając ponownie.
- Dobra, Granger.
Skoro moje zaloty są perfidnie odrzucane to muszę zmienić strategię – odsunął
dłoń, ponieważ kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
Przez kilka minut nic nie mówiliśmy. Z każdą
chwilą coraz bardziej uświadamiałam sobie, jak bezsensowne było spotkanie się
właśnie z Malfoy’em. Cóż, byłam mistrzynią w komplikowaniu sobie życia.
- Blaise nakreślił
mi problem – zaczął niezwykle profesjonalnym tonem. – Szczerze powiedziawszy to
uważam, że to jest dość skomplikowana sprawa – upił łyk kawy. – Z góry powiem
ci, że nie możesz spodziewać się cudów, bo w tym przypadku chyba tylko one
mogłyby pomóc.
- Czy jest w ogóle
sens zajmować się tym bliżej?
- Cóż – westchnął –
nie mogę powiedzieć, że go nie ma, bo to byłoby kłamstwo. Blaise wspominał o
jakiejś gazecie i o wypadku, ale czy dokładniej mogłabyś mi to wszystko wyjaśnić?
Opowiedziałam więc o wszystkim. O tym, że nie było żadnych świadków,
którzy widzieliby samo wypadek – było za to mnóstwo osób, które słyszały huk
towarzyszący zderzeniu; o tym, że zginęli na miejscu; o całym procesie…
pomijałam oczywiście osobiste wątki, jednak nie zamierzałam niczego zatajać, co
miałoby związek ze sprawą. Przecież Malfoy chciał mi pomóc. Zdawałam sobie
sprawę, że nawet myślenie o tym w podobnej koncepcji było dziwne.
- Z pewnością nie
mamy tutaj do czynienia z morderstwem z premedytacją, jednak to ucieczka z
miejsca zbrodni. Sprawy zabójstw ulegają przedawnieniu po trzydziestu latach,
natomiast tutaj minęło dwadzieścia trzy, a więc, gdyby nam się poszczęściło,
można byłoby doprowadzić wszystko na salę sądową. Słuchaj – spojrzał mi prosto w oczy.
Chociaż Blaise mówił wcześniej, że Malfoy był ostatnimi czasy w dość opłakanym
stanie, to w jego oczach widziałam jedynie rozbawione ogniki. – Ja mogę
oczywiście przejrzeć akta, bo z pewnością są w archiwum. Ale na tym moja rola
by się skończyła, wybacz. Oczywiście obiecałem Blaise’owi, że się temu
przyjrzę, więc nie zamierzam złamać słowa.
Odłożyłam filiżankę i wzięłam do ust ostatni
kawałek ciasta.
- Wiesz dobrze, że
nie musisz tego robić. Jestem w stanie zrozumieć przysługę dla przyjaciela, ale
nie oczekuję, że będziesz robił cokolwiek dla mnie, Malfoy.
- Granger –
zaśmiał się, odkładając łyżeczkę. Jego talerzyk także był już pusty, podobnie
jak filiżanka – myślę, że dobitnie wytłumaczyłem ci co mnie tutaj sprowadza.
Oczywiście twoja odmowa jest ciosem w serce, ale jako prawdziwy mężczyzna nie
zamierzam poddać się tak łatwo.
A więc wróciliśmy do punktu wyjścia. Mając
jednak na uwadze, że, chcąc nie chcąc, byłam z Malfoy’em w pewien sposób
związana i to tak, że to ja miałam odnosić większe korzyści, nie zamierzałam
uwypuklać jak bardzo denerwuje mnie jego sposób bycia.
- Próbuj dalej,
może kiedyś twoje uczucia zostaną odwzajemnione. Jeśli zaś chodzi o kwestie
finansowe…
- Granger –
położył dłoń na stole, uderzając kolejno palcami w drewno. – Powiedzmy, że
robię to w ramach wolontariatu lub, jak wolisz, jako dowód mojej pulsującej
miłości, dobrze?
- Nie traktuj mnie
jak…
- Oczywiście –
prychnął – ale, jak już wspomniałem, właściwie nic takiego nie zrobię. Co najwyżej
odpowiednio cię nakieruję, a więc nie czuj się w żadnym stopniu zobowiązana.
Zawołał kelnerkę, prosząc ją o rachunek.
- Podasz mi swój
numer telefonu?
W pierwszej chwili jego pytanie skwitowałam
jedynie uniesieniem brwi. Zreflektowałam się jednak w porę, nim zdążył to
skomentować. Wyciągnęłam z torebki wizytówkę i mu wręczyłam.
- Jeżeli czegokolwiek
się dowiem to oczywiście będziesz pierwszą osobą, której dam o tym znać.
Kelnerka przyniosła rachunek. Malfoy wyciągnął
portfel, podobnie jak i ja.
- Granger, nie
chciałbym poczuć się niemęsko, a z pewnością tak będzie, jeśli teraz zapłacisz
za siebie.
- Pamiętam, że
traktowałeś nasze spotkanie jako zapowiedź dobrego związku, Malfoy, ale szybko
wyjaśniliśmy sobie całe to nieporozumienie. Spotkaliśmy się tutaj tylko i
wyłącznie z mojego powodu, więc to mój obowiązek,
aby teraz zapłacić.
Czymże byłoby przebywanie przy Draconie
Malfoy’u, gdyby nie wynikła z tego sprzeczka z pozoru niewinnych powodów?
Po ironicznej wymianie zdań skapitulowałam
jednak, gdyż nie zamierzałam przecież przyczyniać się do zaniżenia własnej
wartości Malfoy’a, czym mnie oczywiście postraszył.
- Odwieźć cię, czy
jesteś samochodem?
- Twoja troska
jest zastanawiająca.
- Uznam, że masz
czym wrócić.
Znaleźliśmy się przed wejściem do
restauracji.
- Malfoy, naprawdę
jestem ci wdzięczna za to wszystko.
- Proszę, proszę. Nie
sądziłem, że doczekam dnia, w którym będziesz mi za cokolwiek dziękowała –
uniósł brew z ironicznym wyrazem twarzy. – Proszę pani, przyjemnie jest z panią
załatwiać jakiekolwiek interesy. Do widzenia – podał mi dłoń, po czym oddalił
się. Wsiadł do zaparkowanego kilka metrów dalej czarnego mercedesa.
Westchnęłam. Ten człowiek był dla mnie
chodzącą zagadką.
_______________________
Szczerze powiedziawszy nie wiem sama co mam sądzić o tym rozdziale. Niewątpliwie jest jednym z tych przejściowych, bez których cała akcja nie miałaby sensu, jednak ostateczną ocenę pozostawiam Wam :)
Ach! Jestem pierwsza! Właściwie to rozdział przeczytałam wczoraj, ale byłam na telefonie i jakoś tak ciężko było komentować...
OdpowiedzUsuńWybacz, że się za bardzo nie rozpiszę, ale zaraz do szkoły wychodzę :(
No więc było cudownie! Jak ona się spotkała z Malfoy'em :D (nie wiem do końca czy się to tak odmienia, a sprawdzać już nie mam czasu, więc za wszystkie błędy przepraszam :))
W ogóle Blaise mnie miło zaskoczył w tym opowiadaniu. Muszę przyznać, że go polubiłam ;)
Ale wracając do Malfoy'a to jak zwykle cud miód :D Taki... on. Hehe. Fajnie, że Hermionę tak... zagadywał czy może bardziej był szczery xD
Ogólnie Ty masz baaardzo ładny styl pisania, pozazdrościć jedynie można ;)
Teraz jak mówiłaś zaczęło się dramione, ale skoro akcja ma się jeszcze bardziej rozwinąć to czekam ;)
Aha, rozdział wcale nie był nudny! :D
Pozdrawiam, wątpię, że to jeszcze teraz przeczytasz, ale jeśli też masz szkołę to miłego uczenia się! :D
Powiem Ci, że jeśli to jest taki "przejściowy" rozdział to chcę ich więcej! Zauroczyłaś mnie w nim sceną w restauracji. Malfoy, muszę się zgodzić z Mioną, jest zagadką. Będzie ciężko go rozszyfrować. Cieszę się, że chcę jej pomóc. Jednak obawiam się, że podczas ich małego śledztwa wyjdzie jakiś brud z przeszłości. No zobaczymy... ale na pewno złapałaś mnie w pułapkę ciekawości. Oczywiście Zabini jak zawsze na wielki plus i w tym rozdziale! Chciałabym mieć takiego przyjaciela :) Jeszcze muszę ponownie się pokłonić przed wspaniałym kunsztem, który ukazujesz w opisach. Cudo, cudo i jeszcze raz cudo! :*
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny i zapraszam do mnie na 15 rozdział,
http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com
Hejo! :3 I w końcu znalazłam czas, by przeczytać! Chciałam już rozdział przeczytać w niedzielę wieczorem, ale następnego dnia miałam iść do szkoły, a poza tym chciało mi się strasznie spać... Ale mniejsza o to! Ja tu mam mówić o rozdziale! :D
OdpowiedzUsuńZnalazłam drobną literówkę... "wsunęłam nogi w ciepłe papcie". Chyba miało być kapcie... Ale mi też się zdarzają literówki, a czasami to niektóre to śmiechu warte xD
Rozdział jak zawsze cudowny! Nawet nie wiesz jak szukałam czasu, by w końcu go przeczytać ( jak na złość nie mogłam go znaleźć... ) :D Baaardzo mi się podobał! ^.^
Ciocia Hermiony to bardzo miła osoba. Taka pogodna. Też chciałbym mieć taką ciocię :3 Gołym okiem widać, że bohaterka ma z nią wspaniały kontakt! ;D
Jak do Hermiony przyszedł Blaise to myślałam, że chce się z nią umówić, czy coś. Już od kiedy Zabini spotkał bohaterkę myślałam, że on się w niej zakochał... Widocznie się myliłam, ale to i tak wielka ulga dla mnie. Szczerze? Nie pasują do siebie.
Współczuję Granger, że straciła rodziców. To jedna z najgorszych rzeczy, jaka może się przydarzyć człowiekowi. Jeszcze jest taka młoda... Już bardzo dożo czasu minęło od tego feralnego wydarzenia, ale nie dziwię się, że bohaterka wciąż nosi w sobie ten ból. Tego się nie zapomina.
Zauroczyłaś mnie tym spotkanie Hermiony z Draco! ♡ Te gadki Malfoy'a są wspaniałe! Jak ja je kocham! Nie wiem, czy już czasem tego wcześniej nie pisałam, bo już nie pamiętam, ale kocham Draco! *♡* To jest jedna z moich ulubionych postaci! Ma taki charakter, który niby lubię, niby nie lubię, ale tacy są wspaniali! :*
To całe spotkanie w restauracji było wspaniale opisane! ;) Hmm... Draco chce rozpocząć śledztwo? Ciekawe, co z tego wyniknie? Może sprawca wypadku się odnajdzie? Miejmy nadzieje! :D
Kochana! Czekam na nn! Potopu weny życzę, buziaczki :***
madziula0909
Genialny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńRozmowa Draco i Hermiony w restauracji to jedna z moich ulubionych scen *.* Te gadki blondyna były po prostu GENIALNE <3 Chce takich więcej!
Szkoda mi szatynki, że nikt nie odpowiedział za śmierć jej rodziców :( ten temat jest dla niej teraz na pewno bolesny :( i chociaż wiem, że to będzie bardzo trudne, to mam nadzieję że znajdą sprawcę i odpowie on za to co zrobił.
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ponieważ Twoje opowiadanie jest naprawdę świetne *.*
Życzę weny i pozdrawiam :)
Maggie Z.
PS zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
dramione-never-forget-you.blogspot.com
Bardzo podoba mi się ten rozdział. Scena w restauracji najbardziej ze wszystkich przypadła mi do gustu. Zaczyna się dziać! :D Na pewno będzie jeszcze ciekawiej z biegiem czasu. Jestem bardzo zaintrygowana tą historią. Masz świetny pomysł Hermiona i Draco wspólnie będę rozwiązywać zagadkę z przed lat i to na pewno będzie interesujące! Jestem przekonana.! :D
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam i życzę weny
Charlotte Petrova
Ciekawy rozdział. Bardzo wciągający. Oprócz tego cały wygląd bloga jest po prostu powalający. Co do rozdziału - jeszcze nie czytałam opowiadania, w którym Draco i Hermiona będą ze sobą współpracować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
http://nikt-sie-nie-spodziewal.blogspot.com/
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Od kilku rozdziałów nie komentowałam i mam nadzieję, że mi to wybaczysz... Nie ma sensu pisać wymówek typu brak czasu, po prostu postaram się poprawić. :)
OdpowiedzUsuńW końcu jednak zabrałam się do czytania i postanowiłam napisać w ramach rekompensaty jak najdłuższy i wyczerpujący komentarz. ;)
Najpierw jeśli chodzi o poprzednie rozdziały.
Zaskoczyło mnie, że Draco był niewinny... a jeszcze bardziej to, że pomógł Hermionie i był wściekły na swoich przyjaciół za to jak ją potraktowali. Ogromnym zaskoczeniem były dla mnie relacje Herm z Blaisem, ale nie powiem, żeby mi się nie spodobały. Właściwie... wręcz przeciwnie, chciałabym, żeby Hermiona i Blaise byli ze sobą... No ale cóż jak Dramione to Dramione. ;D
A teraz jeśli chodzi o ten rozdział.
Polubiłam ciocię Hermiony i ogólnie ich relacje, takie rodzinne. <3
Blaise wpadł na kawę do Hermionki! :3 Czy on przypadkiem nie chce zeswatać jej z Draco? :D
"Granger, jesteś ucieleśnieniem moich marzeń. Lubię kobiety, które nie przejmują się tym, ile kalorii ma to, co zjedzą." Jakie kochane! <33
Mam wrażenie jakby Malfoy cały czas się starał i próbował podrywać Hermionę, a ta była wściekła o to, że jemu zależy... ;o
Właściwie to bardzo zaskoczyło mnie, że Draco na prawdę szczerze mówi Mionce, że mu zależy. Ale podoba mi się to, jest oryginalnie. ;3
No i na tym zakończę tą moją mini powieść... :D
Pozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny! ;*
Gdybym miała tu skopiować najlepsze fragmenty, znalazłaby się tutaj połowa rozdziału :D Malfoy taki dżentelmen... Szkoda, że już takich coraz mniej.
OdpowiedzUsuńRozdział był wspaniały, no i gratuluję nominacji :)
Pozdrowionka,
DE