niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział VII

   Od kilku dni cały czas słucham piosenki "Every breath you take" i większość rozdziału była pisana właśnie z takim podkładem. Może któraś z Was również lubi czasami posłuchać sobie starych, dobrych kawałków :D.
______________________________________________________

   Poniedziałek nie przyniósł niczego nadzwyczajnego. Pracę skończyłam nieco wcześniej niż zazwyczaj, więc postanowiłam odwiedzić ciotkę. Wraz z mężem i synem byli moją jedyną rodziną, dlatego tak bardzo dbałam, by nasze kontakty były bardzo częste. Po śmierci rodziców to właśnie u nich zamieszkałam i gdyby nie fakt, że adoptowali mnie to z pewnością znalazłabym się w domu dziecka.
   Podobnie jak ja, mieszkali w Londynie, jednak w zupełnie innej części. Ponieważ większość czasu spędzałam w pracy, nie mogłam widywać się z nimi tak często, jak bym tego pragnęła, co nie było równoznaczne z wcale.
   Zaparkowałam przy wjeździe do garażu. Wcześniej nie informowałam o wizycie, bo była niespodziewana nawet dla mnie, więc pozostawało mi tylko mieć nadzieję, że nikt nie zamierzał wyjeżdżać z garażu czy też do niego wjeżdżać, nie wspominając już o tym, że pragnęłam, aby ciocia była w domu.
   Przygryzłam delikatnie wargę i zapukałam. Na szczęście nie musiałam długo czekać, bo już po chwili w drzwiach stanęła nieco niższa ode mnie kobieta. Miała niebieskie oczy i brązowe włosy spięte w artystycznego koka. Jej zgrabna sylwetka, kompletnie nieodzwierciedlająca upływu lat, przyodziana była w jasnozielone rybaczki i kremową bluzkę z pionowymi, zielonymi paskami.
- Hermionka! – radosny uśmiech rozświetlił jej twarz. Samo patrzenie na ukochaną ciocię było dla mnie szczęściem, dlatego również posłałam jej uśmiech. – Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj u nas – oznajmiła tuż przy moim uchu. Tonęłam bowiem w silnym uścisku rąk kobiety. Zachowywała się w stosunku do mnie tak, jak matka w stosunku do własnego dziecka, ale nie było to dla mnie zaskoczeniem. Ja również szukałam w niej swojej matki przez lata i chociaż mówiłam do niej ciociu, to jednak zastępowała mi najważniejszą kobietę w życiu każdego dziecka.
- Mam nadzieję, że jednak nie jest to dla ciebie rozczarowaniem?
- Nonsens! – uśmiechnęła się i odsunęła, robiąc przejście, co było zaproszeniem.  – Czego się napijesz? Kawy, herbaty?
- Bo poczuję się jak gość! – udałam oburzenie, opierając się plecami o szafkę kuchenną. Kuchnia była dość mała, miała kremowe ściany i ciemne panele, a szafki były w odcieniu zbliżonym do podłogi. Lodówka niegdyś pełna była różnych obrazków, niemal codziennie innych – zarówno ja, jak i kuzyn Tom, staraliśmy się pokazać kto tu rządzi, w efekcie czego na wielu płaszczyznach rywalizowaliśmy ze sobą. Każde z nas chciało więcej narysować, zrobić większy zamek w piaskownicy… na dziecięcy sposób nie darzyliśmy się sympatią, jednak po latach mogłam się jedynie śmiać z tamtych sytuacji.
- Dobrze – uśmiechnęła się i uniosła ręce do góry w geście kapitulacji. Po chwili jednak musiała je opuścić, bo woda w czajniku zaczęła parować. – Potraktujmy więc to jak dobry uczynek, następnym razem ty zrobisz mi herbatę.
- Nie ma problemu – pokiwałam głową. Wzięłam jedną z filiżanek i zaniosłam do salonu, oczywiście po wcześniejszej prośbie od cioci. Kobieta dołączyła do mnie, niosąc ze sobą talerz z ciastem.
- Kiedy zdążyłaś go ukroić? – uniosłam prawą brew.
- Magia – machnęła ręką. – Miałam w lodówce, Tom często do nas wpada – posłała mi nieco groźne spojrzenie.
- Wiem, że za każdym razem to obiecuję, ale… postaram się przyjeżdżać częściej, tylko to nie jest takie proste. Każdy dzień jest właściwie całkowicie wypełniony przeróżnymi obowiązkami, czasami muszę robić plany dzień wcześniej… - westchnęłam, upijając łyk herbaty. – Dużo by tu mówić, a nie jest to zbyt ciekawe. Ale jak tam u was, ciociu?
- Gdybyś przyjeżdżała częściej, nie musiałabyś pytać – mimo groźnie brzmiących nutek w jej głosie, dało się usłyszeć również rozbawienie. – A, widzisz! – wykrzyknęła nagle, wstając. – Obiecałam ci ostatnio, że poszukam aktu ślubu twoich rodziców i ich dyplomów z uczelni – zniknęła za drzwiami prowadzącymi do skrytki pod schodami. W tym czasie nałożyłam sobie na talerzyk ciasto z galaretką. – Wiedziałam, że gdzieś to miałam, ale kompletnie wyleciało mi z głowy. Tymczasem, podczas sprzątania piwnicy, natknęłam się na to – na rękach niosła pudełko, które równie dobrze mogłoby wcześniej być pojemnikiem na buty. – Proszę – oznajmiła uroczystym tonem.
   Z drżącymi rękoma odłożyłam herbatę i zajrzałam do środka. Na samym wierzchu leżało ślubne zdjęcie rodziców. Nie miałam zbyt wielu zdjęć, jednak na każdym, które udało mi się zobaczyć, mama prezentowała się cudownie. Była bardzo ładną kobietą, podobnie jak tata przystojny.
   Trwali w uścisku i wpatrywali się w oczy, kompletnie nie zwracając uwagi na fotografa. Biały welon wpięty w rozpuszczone włosy mamy sprawiał, że wyglądała jak królewna.
- To zdjęcie jest cudowne – powiedziałam drżącym głosem. – Czy mogłabym…
- Oczywiście – ciocia uśmiechnęła się. – Całe to pudełko ze zawartością jest twoje.
   Na dokumenty nie zwróciłam większej uwagi. Postanowiłam przyjrzeć się im w spokoju. Znalazłam również kilka pocztówek. Kiedy je odwróciłam okazało się, że zostały wysłane do cioci przez rodziców. Na jednej z nich zauważyłam nawet swoje imię.
- Prowadzili twoją rączkę, ale musiałabyś widzieć, jaka byłaś dumna, że potrafisz się podpisać! – kobieta pokręciła głową z szerokim uśmiechem.
   Przejechałam opuszkami palców po nieco niknącym już śladzie od długopisu. Odłożyłam pocztówki na miejsce i ostatnie, co wpadło w moje ręce to była…
- Gazeta? – zmarszczyłam czoło. Ciocia pokiwała jedynie smutno głową. Wtedy zrozumiałam.
    Śledziłam uważnie tekst, a z każdą chwilą miałam coraz większą ochotę, by się rozpłakać. Czytałam bowiem o swoich rodzicach. Nie był to kolejny wypadek, na które się niemal nie zwraca uwagi.
„… sprawca nie został znaleziony. Jeśli posiadacie jakiekolwiek informacje, prosimy pilnie o kontakt.”
- Jak to możliwe, że giną ludzie, niewinni ludzie, a policja nie znajduje sprawców?
- Myślę, że dzisiaj nie udałoby mu się uciec, ale… cóż, z każdym rokiem starają się wprowadzać coraz większe udoskonalenia, a jednak od wypadku minęło już wiele lat.
- Jak znam życie, to niespecjalnie się przyłożyli do śledztwa.
- Nie mów tak – westchnęła smutno.
- Przepraszam – schowałam wszystko do pudełka. – O której wróci wuja?

~*~*~*~

   Kiedy następnego dnia po skończonej pracy wróciłam do domu, postanowiłam przyjrzeć się dokładniej zawartości pudełka, które dostałam od ciotki. Przyjechałam od wujostwa bardzo późno, a więc jedynym inteligentnym rozwiązaniem było położenie się spać, na co oczywiście się zdecydowałam. We wtorek więc, po przebraniu się w wygodny dres, rozsiadłam się na kanapie z podkurczonymi nogami i głęboko westchnęłam. Wiedziałam, że pozornie to co miałam zrobić wydawało się być banalnie prostym, jednak dla mnie miało niewyobrażalny wymiar. Nie wiedziałam co mogłam spowodować – być może otworzyć puszkę Pandory. Dotychczas wiodłam dość uporządkowane życie, oczywiście przeszłość była wpisana w moje losy, jak i żywot każdego człowieka, jednakże nie miałam jeszcze okazji aż tak blisko spotykać się z najboleśniejszym wydarzeniem.
   Przymrużyłam oczy i ponownie westchnęłam. Musiałam to zrobić. Dla spokoju. Dla rodziców. Dla siebie samej.
   Cudowna fotografia, z której miłość biła z niewyobrażalną mocą, poraziła mnie. Wpatrywałam się w ludzi tak bliskich, a jednak kompletnie mi obcych. Rysy ich twarzy nie wyryły się w mojej pamięci jako wspomnienie – były to jedynie zapamiętane szczegóły na zdjęciach wstawionych w ramki.
   Przejechałam opuszkami palców po twarzy rodziców. Kompletnie nieruchome postacie. Równie dobrze mogłyby być jedynie tworami graficznymi, które ktoś w przypływie twórczości lub pod wpływem nadanego zlecenia musiał stworzyć.
- To tak, jakbyście w ogóle nie istnieli – przymrużyłam oczy, uświadamiając sobie, że po policzkach płynęły łzy. Odłożyłam fotografię nieco dalej, przyglądając się tym razem dokumentom. Wszystkie dane umieszczone na kartkach znałam doskonale. Data urodzenia mamy, taty, ich drugie imiona, imiona rodziców… choć był to namacalny dowód na ich istnienie i niemal mogłam sobie wyobrazić uśmiech mamy, kiedy ukończyła uniwersytet, to jednak zawsze pozostawała pewnego rodzaju pustka.
   Uświadomiłam sobie dodatkowo, że za kilka lat stanę się starsza niż oni w momencie śmierci.
   Zamierzałam odłożyć właśnie gazetę na drugą stronę, gdy rozległ się dźwięk dzwonka. Zerknęłam na zegarek na lewej ręce i zmarszczyłam czoło. Oczywiście nie byłam typem samotnika, którego jedynym gościem jest listonosz, jednak wizyty w ciągu tygodnia roboczego były raczej rzadkością. Zapięłam jednak szybko bluzę od dresu i wsunęłam nogi w ciepłe papcie. Salon był posprzątany, oczywiście z wyłączeniem tymczasowego stanowiska pracy na kanapie, więc nie musiałam przejmować się, że ktoś zastanie bałagan.
- Blaise?! – krzyknęłam, otwierając szerzej oczy. Zamrugałam kilkakrotnie, jakbym miała nadzieję, że w ten sposób chłopak zniknie. – Czy coś się stało?
- Gdzie twoja kultura, hmm? – uśmiechnął się i choć w głosie dało się wyczuć delikatne nutki nagany, to jednak wyraz twarzy pozostawał radosny. – Pozwalasz, żeby twoi goście stali w progu?
- Moi goście – mruknęłam, krzyżując ręce na piersi, ale odsunęłam się. Kiedy wszedł, zamknęłam za nim drzwi na klucz. Uważałam bowiem, że przezorny zawsze jest ubezpieczony, tym bardziej jeśli ów przezorny mieszka w jednym z największych miast na świecie. – Powtórzę: czy coś się stało?
- A co się miało stać? – tym razem to on wydawał się być nieco zmieszany. – Czy najzwyczajniej w świecie nie mogę odwiedzić mojej znajomej?
- Oczywiście, że możesz – kiwnęłam zachęcająco głową, dając mu w ten sposób do zrozumienia, by poszedł do salonu. – Tylko że jest to raczej nowa sztuka w twoim wykonaniu, rozumiesz. Napijesz się czegoś?
- Przez grzeczność nie odmówię – uśmiechnął się, siadając na kanapie. Pudełko było co prawda otwarte, ale wierzyłam w uczciwość Zabini’ego i jego niechęć go wtrącania się w sprawy innych ludzi, więc nie zamierzałam niczego chować. – I jeśli można, to kawę. Od rana mam urwanie głowy.
- To miło, że w ciągu tego urwania głowy znalazłeś czas, żeby mnie odwiedzić – zamierzałam zawrzeć w swoich słowach nieco krytyki, czego najwidoczniej Blaise nie odczytał. Westchnęłam i weszłam do kuchni. Przygotowanie herbaty i kawy nie zajęło mi specjalnie dużo czasu, podobnie jak wyłożenie na talerzyku ciasteczek.
   Gdy wróciłam z pełną tacą, zauważyłam, że Zabini siedział z założonymi nogami i czytał gazetę.
- To ciekawe – mruknął, gdy położyłam tacę na ławie.
- Co jest takie ciekawe? – usiadłam tuż obok.
- Trzymasz gazetę z 1982 roku. Troszeczkę się przedawniła, nie uważasz?
- Nie uważam – wyciągnęłam rękę w jego stronę, patrząc sugestywnie prosto w oczy. Chłopak był nieco zmieszany, ale posłusznie podał mi gazetę. – I dla twojej informacji gazeta się nie przedawniła, bo pewne wydarzenia ciągle będą z nami.
   Przez moment panowała cisza między nami.
- Czy to było o wypadku twoich rodziców? – Blaise postanowił ją przerwać. Skinęłam jedynie głową. Nie z braku chęci do uwypuklenia swoich dobrych manier. Po prostu nie chciałam się rozpłakać w jego towarzystwie. Z pewnością wtedy wyglądałabym nad wyraz profesjonalnie – nie dość, że w dresie to jeszcze z rozmazanym makijażem. – A kto to zrobił?
- Nie odnaleziono sprawcy.
- Nie odnaleziono sprawcy? – zmarszczył czoło, przyglądając mi się podejrzliwie. – Żartujesz, prawda?
- Chciałabym, ale niestety nie.
- A chociaż próbowano? – zakpił.
- Jeżeli mamy rozmawiać takim tonem, to lepiej pomilczmy – rzuciłam zgryźliwie, przygryzając ciasteczko. Blaise upił łyk herbaty i odłożył gazetę na swoje miejsce.
- Przepraszam – powiedział w końcu, skupiając swoją uwagę na trzymanym na kolanach kubku. – Tylko wiesz co… przyszło mi coś ciekawego do głowy, ale nie wiem co na to powiesz.
- Co takiego? – uśmiechnęłam się zachęcająco.
- Może mogłabyś porozmawiać z Draco?
   Pokręciłam oczami z dezaprobatą. Czyżby Malfoy miał od teraz mnie prześladować?
- Nie sądziłam, że to transakcja wiązana – zaśmiałam się.
- Co masz dokładniej na myśli? – uniósł lewą brew.
- Odkąd nasza znajomość się odnowiła, to coraz częściej słyszę jego nazwisko.
- Hermiona – westchnął, kręcąc oczami z dezaprobatą. – Nie zachowuj się jak dziecko. Zaproponowałem, żebyś z nim porozmawiała, bo jest jedyną osobą związaną z wymiarem sprawiedliwości, którą znam. No dobra, jest jeszcze Isabella, ale ostatnimi czasy uwierz, nie szuka dodatkowych zajęć.
- A dlaczego sądzisz, że Malfoy szuka? – przygryzłam delikatnie wargę.
- Uznajmy, że nie słyszałem pytania, dobra?
- Blaise, przestań. O co chodzi z tym Malfoy’em?
- Powiedzmy, że nie ma szczęścia w miłości i po raz kolejny dostał porządnego kopniaka.
- Po raz kolejny? – zaśmiałam się. Świadomość, że osoba tak popularna i jednocześnie inteligentna, co było bardzo atrakcyjnym połączeniem dla większości kobiet, miała problemy ze znalezieniem odpowiedniej osoby do ulokowania swoich uczuć, była dość dziwna.
- Wiem, że pewnie mi nie uwierzysz, ale był w dłuższym związku dopiero po raz trzeci i najzwyczajniej w świecie wasza płeć postanowiła znowu go wykorzystać.
- Nasza płeć powiadasz – szturchnęłam go delikatnie – to może czas pomyśleć, żeby zacząć lokować swoje uczucia w tej drugiej płci?
   Zmierzył mnie spojrzeniem, którym nie powstydziłby się zniesmaczony ojciec w stosunku do swojej córki, co jeszcze bardziej spotęgowało mój śmiech.
- Tak zupełnie poważnie, to uważasz, że to ma jakikolwiek sens?
- Mówisz o szukaniu winowajcy przy wypadku? – skinęłam głową. – Nie mam pojęcia. Ale myślę, że mnie taka sprawa nie dawałaby spokoju, więc chciałbym za wszelką cenę znaleźć odpowiedź. Mimo, że dla wymiaru sprawiedliwości mogło to ulec przedawnieniu. Szczerze to nie mam pojęcia jak to działa.
- Ja też – spuściłam głowę i ścisnęłam mocniej trzymaną w ręku filiżankę. – Blaise… umów mnie z Malfoy’em.

~*~*~*~

   Byłam nieco sceptycznie nastawiona do całego pomysłu. Gdy Blaise wyszedł i zostałam sama z przeszłością zamkniętą w pudełku, zdałam sobie sprawę, że do końca nie wiedziałam, czy chciałam poznać odpowiedź. Oczywiście to mogło pomóc mi w uporządkowaniu wielu spraw we własnym umyśle, ale mogło również otworzyć niechciane furtki, takie jak chęć zemsty czy też porażającą złość. Jednak skoro powiedziało się A, to trzeba też powiedzieć B, a więc… w środę zaraz po pracy zamiast jechać do domu, zmierzałam w kierunku The Oxo Tower Restaurant. Nie miałam wygórowanych oczekiwań i równie dobrze moglibyśmy spotkać się w barze szybkiej obsługi – za którymi, nawiasem mówiąc, nigdy nie przepadałam – ponieważ nie miało to być spotkanie towarzyskie, a jedynie naznaczone podłożem interesów. Naznaczone, bo nie traktowaliśmy tego jako porad prawnych, które Malfoy zwykł udzielać.
- Czy ma pani rezerwację? – zapytał ubrany w elegancki garnitur mężczyzna, niewiele młodszy ode mnie. Uśmiechnęłam się, kiwając głową.
- Owszem. Na nazwisko Granger.
   Zmarszczył czoło i palcem wskazującym przemierzał pionowo ślady pozostawione przez długopis. Po chwili uśmiechnął się, skupiając całą swoją uwagę na mnie.
- I Malfoy – potwierdziłam. – Pan Malfoy już jest.
- Dziękuję bardzo.
   Idąc do wskazanego wcześniej stolika, który był na zewnątrz, uświadomiłam sobie, że dobrym pomysłem było przebranie się w czarną rozkloszowaną spódniczkę sięgającą kolan i białą bluzkę. Zauważyłam bowiem, że Malfoy miał na sobie szare spodnie od garnituru i błękitną koszulę bez krawatu, z odpiętym górnym guziczkiem.
- Witam, panie Malfoy – podałam mu rękę, kiedy wstał.
- Witam, witam. A jednocześnie widzę, że zamierzasz być bardzo oficjalna, pani Granger – gdy siadaliśmy, zmierzyłam go złowrogim spojrzeniem, na co jedynie prychnął. – No cóż, a już miałem nadzieję na jakieś cieplejsze stosunki, w końcu jesteśmy na wspólnym podwieczorku.
   Schowałam głowę w menu. Udawałam, że jestem całkowicie zaabsorbowana oferowanymi potrawami, chociaż oprócz herbaty i ewentualnie ciasta nie miałam zamiaru niczego zamawiać. Coraz bardziej też utwierdzałam się w przekonaniu, że to spotkanie było kompletnie pozbawione sensu i możliwe, że gdybym nie obiecała niemal Blaise’owi, że będę się starała zachowywać poprawnie w stosunku do jego przyjaciela, to najzwyczajniej w świecie poddałabym się i nie przyszła.
- Czy mogę przyjąć zamówienie? – stanęła obok nas dość wysoka blondynka, najpewniej w wieku zbliżonym do naszego. Uśmiechała się, jednak w jej oczach widoczne było zmęczenie.
- Ja poproszę kawę i makowca śnieżnego – Malfoy oparł łokieć na stole i obrysował kciukiem wargi.
- Czy ma być ze śmietanką?
- Oczywiście.
- A co dla pani?
- Ja poproszę herbatę i sernik na zimno z owocami.
- Granger, jesteś ucieleśnieniem moich marzeń. Lubię kobiety, które nie przejmują się tym, ile kalorii ma to, co zjedzą – powiedział, gdy kelnerka wzięła nasze karty i oddaliła się na znaczną odległość.
   Pokręciłam oczami z dezaprobatą. Przez chwilę nic nie odpowiadałam, wpatrując się w cudowny widok zza barierki, który stanowiła Tamiza i panorama Londynu.
- Myślę, że nie przyszliśmy tutaj po to, abyś mógł podkreślać, jak bardzo interesująca dla ciebie jestem.
- Zaczynasz dobitnie: nie będzie z tego romansu, panie Malfoy, nie dla psa kiełbasa.
   Dłonie, które miałam ułożone na kolanach, zacisnęłam w pięść.
- Rozczarowałam cię? Pewnie myślałeś, że prawdziwym celem tego spotkania jest umówienie kwestii uczuciowych, tak?
- Oczywiście – uniósł prawą brew. – Jak ty mnie dobrze znasz. Teraz tylko ja poznam dobrze ciebie i małżeństwo doskonałe.
- Wybacz, ale jeśli będziemy rozmawiali na takim poziomie to ja wyjdę – próbowałam wstać, jednak Malfoy chwycił moją dłoń i skinął głową. Zmarszczyłam czoło, odsuwając rękę i siadając ponownie.
- Dobra, Granger. Skoro moje zaloty są perfidnie odrzucane to muszę zmienić strategię – odsunął dłoń, ponieważ kelnerka przyniosła nasze zamówienie.
   Przez kilka minut nic nie mówiliśmy. Z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiałam sobie, jak bezsensowne było spotkanie się właśnie z Malfoy’em. Cóż, byłam mistrzynią w komplikowaniu sobie życia.
- Blaise nakreślił mi problem – zaczął niezwykle profesjonalnym tonem. – Szczerze powiedziawszy to uważam, że to jest dość skomplikowana sprawa – upił łyk kawy. – Z góry powiem ci, że nie możesz spodziewać się cudów, bo w tym przypadku chyba tylko one mogłyby pomóc.
- Czy jest w ogóle sens zajmować się tym bliżej?
- Cóż – westchnął – nie mogę powiedzieć, że go nie ma, bo to byłoby kłamstwo. Blaise wspominał o jakiejś gazecie i o wypadku, ale czy dokładniej mogłabyś mi to wszystko wyjaśnić?
   Opowiedziałam więc o wszystkim. O tym, że nie było żadnych świadków, którzy widzieliby samo wypadek – było za to mnóstwo osób, które słyszały huk towarzyszący zderzeniu; o tym, że zginęli na miejscu; o całym procesie… pomijałam oczywiście osobiste wątki, jednak nie zamierzałam niczego zatajać, co miałoby związek ze sprawą. Przecież Malfoy chciał mi pomóc. Zdawałam sobie sprawę, że nawet myślenie o tym w podobnej koncepcji było dziwne.
- Z pewnością nie mamy tutaj do czynienia z morderstwem z premedytacją, jednak to ucieczka z miejsca zbrodni. Sprawy zabójstw ulegają przedawnieniu po trzydziestu latach, natomiast tutaj minęło dwadzieścia trzy, a więc, gdyby nam się poszczęściło, można byłoby doprowadzić wszystko na salę sądową. Słuchaj – spojrzał mi prosto w oczy. Chociaż Blaise mówił wcześniej, że Malfoy był ostatnimi czasy w dość opłakanym stanie, to w jego oczach widziałam jedynie rozbawione ogniki. – Ja mogę oczywiście przejrzeć akta, bo z pewnością są w archiwum. Ale na tym moja rola by się skończyła, wybacz. Oczywiście obiecałem Blaise’owi, że się temu przyjrzę, więc nie zamierzam złamać słowa.
   Odłożyłam filiżankę i wzięłam do ust ostatni kawałek ciasta.
- Wiesz dobrze, że nie musisz tego robić. Jestem w stanie zrozumieć przysługę dla przyjaciela, ale nie oczekuję, że będziesz robił cokolwiek dla mnie, Malfoy.
- Granger – zaśmiał się, odkładając łyżeczkę. Jego talerzyk także był już pusty, podobnie jak filiżanka – myślę, że dobitnie wytłumaczyłem ci co mnie tutaj sprowadza. Oczywiście twoja odmowa jest ciosem w serce, ale jako prawdziwy mężczyzna nie zamierzam poddać się tak łatwo.
   A więc wróciliśmy do punktu wyjścia. Mając jednak na uwadze, że, chcąc nie chcąc, byłam z Malfoy’em w pewien sposób związana i to tak, że to ja miałam odnosić większe korzyści, nie zamierzałam uwypuklać jak bardzo denerwuje mnie jego sposób bycia.
- Próbuj dalej, może kiedyś twoje uczucia zostaną odwzajemnione. Jeśli zaś chodzi o kwestie finansowe…
- Granger – położył dłoń na stole, uderzając kolejno palcami w drewno. – Powiedzmy, że robię to w ramach wolontariatu lub, jak wolisz, jako dowód mojej pulsującej miłości, dobrze?
- Nie traktuj mnie jak…
- Oczywiście – prychnął – ale, jak już wspomniałem, właściwie nic takiego nie zrobię. Co najwyżej odpowiednio cię nakieruję, a więc nie czuj się w żadnym stopniu zobowiązana.
   Zawołał kelnerkę, prosząc ją o rachunek.
- Podasz mi swój numer telefonu?
   W pierwszej chwili jego pytanie skwitowałam jedynie uniesieniem brwi. Zreflektowałam się jednak w porę, nim zdążył to skomentować. Wyciągnęłam z torebki wizytówkę i mu wręczyłam.
- Jeżeli czegokolwiek się dowiem to oczywiście będziesz pierwszą osobą, której dam o tym znać.
   Kelnerka przyniosła rachunek. Malfoy wyciągnął portfel, podobnie jak i ja.
- Granger, nie chciałbym poczuć się niemęsko, a z pewnością tak będzie, jeśli teraz zapłacisz za siebie.
- Pamiętam, że traktowałeś nasze spotkanie jako zapowiedź dobrego związku, Malfoy, ale szybko wyjaśniliśmy sobie całe to nieporozumienie. Spotkaliśmy się tutaj tylko i wyłącznie z mojego powodu, więc to mój obowiązek, aby teraz zapłacić.
   Czymże byłoby przebywanie przy Draconie Malfoy’u, gdyby nie wynikła z tego sprzeczka z pozoru niewinnych powodów?
   Po ironicznej wymianie zdań skapitulowałam jednak, gdyż nie zamierzałam przecież przyczyniać się do zaniżenia własnej wartości Malfoy’a, czym mnie oczywiście postraszył.
- Odwieźć cię, czy jesteś samochodem?
- Twoja troska jest zastanawiająca.
- Uznam, że masz czym wrócić.
   Znaleźliśmy się przed wejściem do restauracji.
- Malfoy, naprawdę jestem ci wdzięczna za to wszystko.
- Proszę, proszę. Nie sądziłem, że doczekam dnia, w którym będziesz mi za cokolwiek dziękowała – uniósł brew z ironicznym wyrazem twarzy. – Proszę pani, przyjemnie jest z panią załatwiać jakiekolwiek interesy. Do widzenia – podał mi dłoń, po czym oddalił się. Wsiadł do zaparkowanego kilka metrów dalej czarnego mercedesa.
   Westchnęłam. Ten człowiek był dla mnie chodzącą zagadką. 
_______________________
Szczerze powiedziawszy nie wiem sama co mam sądzić o tym rozdziale. Niewątpliwie jest jednym z tych przejściowych, bez których cała akcja nie miałaby sensu, jednak ostateczną ocenę pozostawiam Wam :)

8 komentarzy:

  1. Ach! Jestem pierwsza! Właściwie to rozdział przeczytałam wczoraj, ale byłam na telefonie i jakoś tak ciężko było komentować...
    Wybacz, że się za bardzo nie rozpiszę, ale zaraz do szkoły wychodzę :(
    No więc było cudownie! Jak ona się spotkała z Malfoy'em :D (nie wiem do końca czy się to tak odmienia, a sprawdzać już nie mam czasu, więc za wszystkie błędy przepraszam :))
    W ogóle Blaise mnie miło zaskoczył w tym opowiadaniu. Muszę przyznać, że go polubiłam ;)
    Ale wracając do Malfoy'a to jak zwykle cud miód :D Taki... on. Hehe. Fajnie, że Hermionę tak... zagadywał czy może bardziej był szczery xD
    Ogólnie Ty masz baaardzo ładny styl pisania, pozazdrościć jedynie można ;)
    Teraz jak mówiłaś zaczęło się dramione, ale skoro akcja ma się jeszcze bardziej rozwinąć to czekam ;)
    Aha, rozdział wcale nie był nudny! :D
    Pozdrawiam, wątpię, że to jeszcze teraz przeczytasz, ale jeśli też masz szkołę to miłego uczenia się! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że jeśli to jest taki "przejściowy" rozdział to chcę ich więcej! Zauroczyłaś mnie w nim sceną w restauracji. Malfoy, muszę się zgodzić z Mioną, jest zagadką. Będzie ciężko go rozszyfrować. Cieszę się, że chcę jej pomóc. Jednak obawiam się, że podczas ich małego śledztwa wyjdzie jakiś brud z przeszłości. No zobaczymy... ale na pewno złapałaś mnie w pułapkę ciekawości. Oczywiście Zabini jak zawsze na wielki plus i w tym rozdziale! Chciałabym mieć takiego przyjaciela :) Jeszcze muszę ponownie się pokłonić przed wspaniałym kunsztem, który ukazujesz w opisach. Cudo, cudo i jeszcze raz cudo! :*
    Życzę Ci dużo weny i zapraszam do mnie na 15 rozdział,
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hejo! :3 I w końcu znalazłam czas, by przeczytać! Chciałam już rozdział przeczytać w niedzielę wieczorem, ale następnego dnia miałam iść do szkoły, a poza tym chciało mi się strasznie spać... Ale mniejsza o to! Ja tu mam mówić o rozdziale! :D
    Znalazłam drobną literówkę... "wsunęłam nogi w ciepłe papcie". Chyba miało być kapcie... Ale mi też się zdarzają literówki, a czasami to niektóre to śmiechu warte xD
    Rozdział jak zawsze cudowny! Nawet nie wiesz jak szukałam czasu, by w końcu go przeczytać ( jak na złość nie mogłam go znaleźć... ) :D Baaardzo mi się podobał! ^.^
    Ciocia Hermiony to bardzo miła osoba. Taka pogodna. Też chciałbym mieć taką ciocię :3 Gołym okiem widać, że bohaterka ma z nią wspaniały kontakt! ;D
    Jak do Hermiony przyszedł Blaise to myślałam, że chce się z nią umówić, czy coś. Już od kiedy Zabini spotkał bohaterkę myślałam, że on się w niej zakochał... Widocznie się myliłam, ale to i tak wielka ulga dla mnie. Szczerze? Nie pasują do siebie.
    Współczuję Granger, że straciła rodziców. To jedna z najgorszych rzeczy, jaka może się przydarzyć człowiekowi. Jeszcze jest taka młoda... Już bardzo dożo czasu minęło od tego feralnego wydarzenia, ale nie dziwię się, że bohaterka wciąż nosi w sobie ten ból. Tego się nie zapomina.
    Zauroczyłaś mnie tym spotkanie Hermiony z Draco! ♡ Te gadki Malfoy'a są wspaniałe! Jak ja je kocham! Nie wiem, czy już czasem tego wcześniej nie pisałam, bo już nie pamiętam, ale kocham Draco! *♡* To jest jedna z moich ulubionych postaci! Ma taki charakter, który niby lubię, niby nie lubię, ale tacy są wspaniali! :*
    To całe spotkanie w restauracji było wspaniale opisane! ;) Hmm... Draco chce rozpocząć śledztwo? Ciekawe, co z tego wyniknie? Może sprawca wypadku się odnajdzie? Miejmy nadzieje! :D
    Kochana! Czekam na nn! Potopu weny życzę, buziaczki :***
    madziula0909

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny rozdział!!!
    Rozmowa Draco i Hermiony w restauracji to jedna z moich ulubionych scen *.* Te gadki blondyna były po prostu GENIALNE <3 Chce takich więcej!
    Szkoda mi szatynki, że nikt nie odpowiedział za śmierć jej rodziców :( ten temat jest dla niej teraz na pewno bolesny :( i chociaż wiem, że to będzie bardzo trudne, to mam nadzieję że znajdą sprawcę i odpowie on za to co zrobił.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ponieważ Twoje opowiadanie jest naprawdę świetne *.*
    Życzę weny i pozdrawiam :)

    Maggie Z.

    PS zapraszam do mnie na nowy rozdział :)
    dramione-never-forget-you.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podoba mi się ten rozdział. Scena w restauracji najbardziej ze wszystkich przypadła mi do gustu. Zaczyna się dziać! :D Na pewno będzie jeszcze ciekawiej z biegiem czasu. Jestem bardzo zaintrygowana tą historią. Masz świetny pomysł Hermiona i Draco wspólnie będę rozwiązywać zagadkę z przed lat i to na pewno będzie interesujące! Jestem przekonana.! :D
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Charlotte Petrova

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawy rozdział. Bardzo wciągający. Oprócz tego cały wygląd bloga jest po prostu powalający. Co do rozdziału - jeszcze nie czytałam opowiadania, w którym Draco i Hermiona będą ze sobą współpracować.
    Pozdrawiam.
    http://nikt-sie-nie-spodziewal.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam! Od kilku rozdziałów nie komentowałam i mam nadzieję, że mi to wybaczysz... Nie ma sensu pisać wymówek typu brak czasu, po prostu postaram się poprawić. :)
    W końcu jednak zabrałam się do czytania i postanowiłam napisać w ramach rekompensaty jak najdłuższy i wyczerpujący komentarz. ;)
    Najpierw jeśli chodzi o poprzednie rozdziały.
    Zaskoczyło mnie, że Draco był niewinny... a jeszcze bardziej to, że pomógł Hermionie i był wściekły na swoich przyjaciół za to jak ją potraktowali. Ogromnym zaskoczeniem były dla mnie relacje Herm z Blaisem, ale nie powiem, żeby mi się nie spodobały. Właściwie... wręcz przeciwnie, chciałabym, żeby Hermiona i Blaise byli ze sobą... No ale cóż jak Dramione to Dramione. ;D
    A teraz jeśli chodzi o ten rozdział.
    Polubiłam ciocię Hermiony i ogólnie ich relacje, takie rodzinne. <3
    Blaise wpadł na kawę do Hermionki! :3 Czy on przypadkiem nie chce zeswatać jej z Draco? :D
    "Granger, jesteś ucieleśnieniem moich marzeń. Lubię kobiety, które nie przejmują się tym, ile kalorii ma to, co zjedzą." Jakie kochane! <33
    Mam wrażenie jakby Malfoy cały czas się starał i próbował podrywać Hermionę, a ta była wściekła o to, że jemu zależy... ;o
    Właściwie to bardzo zaskoczyło mnie, że Draco na prawdę szczerze mówi Mionce, że mu zależy. Ale podoba mi się to, jest oryginalnie. ;3
    No i na tym zakończę tą moją mini powieść... :D

    Pozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdybym miała tu skopiować najlepsze fragmenty, znalazłaby się tutaj połowa rozdziału :D Malfoy taki dżentelmen... Szkoda, że już takich coraz mniej.
    Rozdział był wspaniały, no i gratuluję nominacji :)
    Pozdrowionka,
    DE

    OdpowiedzUsuń